Norsk
Allerede bestemt er slutten av bloggen. innlegget utstyrer deg at det var to positive kommentarer gjør meg veldig glad. Men jeg kan ikke fortsette. jeg drar. jeg noensinne vil dukke opp her i mer detalj i begynnelsen av juni jeg vedder en ny blogg om Leonettcie. I begynnelsen av neste måned, vil jeg legge ut på at bloggen med informasjon om hva det vil bli. Dessverre har jeg et siste spørsmål. Ønsker du epilog?
Jeg elsker deg det vanskeligste i verden
Kjærlighet,
Ryan
Już postanowiłam to koniec bloga. pod postem przygotowującym was na to były dwa pozytywne komentarze co mnie bardzo cieszy. Ale nie mogę tak dalej. odchodzę. jeszcze kiedyś się tu pojawię dokładniej na początku czerwca założę nowego bloga o Leonettcie. Na początku następnego miesiąca zrobię post na owym blogu z informacją o czym będzie ten blog. mam jeszcze jedno niestety to ostatnie pytanie. Chcecie epilog?
Kocham was najmocniej na świecie
Love,
Ryan
niedziela, 17 maja 2015
środa, 13 maja 2015
Czy ja się waham - Koniec bloga
Witajcie. Nie przychodzę dzisiaj z niczym miłym. Otóż jestem w kropce. Ostatnio zastanawiałam się
nad usunięciem bloga. Bo po co mam pisać skoro nie komentujecie. Nie pozostawiam Wam wyboru tylko daje czas na przemyślenie tego. Więc chcę abyście przemyśleli tą sprawę:
(...) Nie wiem co dalej robić. Kocham blogować. Ale zaczyna mnie to wykańczać. Chcę usunąć bloga z powodów: bardzo mało komentujecie, nie mam pomysłu, chęci, weny, i siły na pisanie tego opowiadania. Pomórzcie. Co robić?!
Bloga nie usunę tylko nie będę na nim aktywna. Czas macie do najbliższej soboty. Piszcie w komach lub zajrzyjcie do zakładki Kontakt tam będziecie mieli mojego e-maila i mojego Twitter'a. Piszcie. Może macie pomysły na historie albo coś innego.
Ostatnia sprawa. Jeśli znajdzie się ktoś kto ewentualnie chciałby przejąc bloga lub mógł by mi pomóc (zostać na dłużej i pomóc w pisaniu rozdziałów) niech pisze na e-mailu. Ja nie gryzę!!!!!!!!!
Love,
Ryan
nad usunięciem bloga. Bo po co mam pisać skoro nie komentujecie. Nie pozostawiam Wam wyboru tylko daje czas na przemyślenie tego. Więc chcę abyście przemyśleli tą sprawę:
(...) Nie wiem co dalej robić. Kocham blogować. Ale zaczyna mnie to wykańczać. Chcę usunąć bloga z powodów: bardzo mało komentujecie, nie mam pomysłu, chęci, weny, i siły na pisanie tego opowiadania. Pomórzcie. Co robić?!
Bloga nie usunę tylko nie będę na nim aktywna. Czas macie do najbliższej soboty. Piszcie w komach lub zajrzyjcie do zakładki Kontakt tam będziecie mieli mojego e-maila i mojego Twitter'a. Piszcie. Może macie pomysły na historie albo coś innego.
Ostatnia sprawa. Jeśli znajdzie się ktoś kto ewentualnie chciałby przejąc bloga lub mógł by mi pomóc (zostać na dłużej i pomóc w pisaniu rozdziałów) niech pisze na e-mailu. Ja nie gryzę!!!!!!!!!
Love,
Ryan
niedziela, 10 maja 2015
Rozdział 7 - Symbolem miłości
Niebezpiecznie! Matko! Verdas cały czas idzie w moją stronę patrząc się bordowe policzki. Patrzę na miejsce na którym powinna siedzieć Lula, właśnie powinna. Ugh, ja ją kiedyś zajebie. Dotarł do mojego stolika i usiadł na miejscu Ludmiły. Popatrzył na mnie z ciekawością. O co mu może chodzić?
- Witaj Violu, dawno się niewidzieliśmy. - spytał chamskim głosem.
- Czego chcesz? - bąknęłam
- Chcę porozmawiać - jego ton głosu zmienił siś z chamskiego na troskliwy. Chwycił moją dłoń która leżała na stoliku.
- Pięć minut. - poprosił widząc moją niezdecydowaną minę.
- Streszczaj się - dlaczego to zrobiłam? Nie mam ochoty na rozmowę a zwłaszcza z nim.
- Kocham cię, zawsze tak było
- Leon, ja ... możemy rozmawiać o czym tylko zechcesz ale nie o tym proszę - popatrzyłam na swoją lewą dłoń a dokładniej na tatuaż który tam się znajdował. Jest to napis 20 karatów by kochać ten tatuaż jest dla mnie symbolem miłości, symbolem mojej miłości.
- Nie mogę cię kochać, nawet gdy wiem że to nie twoja wina - wstałam z wyskokiego krzesła i szybkim krokiem wyszłam z kawiarnii. Życie boli. Naprawdę.
Wycieram oczy przez co zbiera się w nich jeszcze więcej łez. Na poduszkach idealnie odbiły się czarne plamy mojego tuszu do rzęs. Płaczę przez niego. Wiem że go kocham i wiem też że on kocha mnie. Jednak jest coś co nie pozwala mi zrobić tego kluczowego kroku. Mam wrażenie że przeżywam deja'vu. Wzięłam do ręki mojego fioletowego iPhona. Wybrałam numer do Luli. Jeden sygnał, drugi, trzeci i nic. Teraz to jestem wkurwiona. Podeszłam do barku, otworzyłam go i wyjęłam z niego čečką vòdke. Otworzyłam butelkę po czym przechyliłam ją i kilkoma zwinnymi ruchami cała jej zawartość znalazła się w moim żołądku. Zakręciło mi się w głowie. Chwiejąc się znowu podeszłam do drewnianego barku wyjęłam z niego whisky. Pijąc udałam się do łazienki. Odstawiłam butelkę na szafkę. Usiadłam przed lustrem z kosmetyczki wyjęłam potrzebne rzeczy do wykonania makijażu. Kilka machnięć ręką, chwilę później na mojej twarzy pojawił się dość ostry, w ciemnych odcienia make - up. Włożyłam seksowną bieliznę której nigdy w życiu bym nie założyła, jednak coś mnie ciągnie. Na nią założyłam krótką, obcisłą sukienkę i szesnastocentymetrowe, czarne szpilki.
Chwilę później stałam przed wielkim, nocnym klubem BOX . Zilustrowałam swój wyzywający strój. Gotowa. Alkochol przejął nade mną władze. Jestem pijana, czuję to. Ale alkochol jest silniejszy. Weszłam do środka. Śmierdziało tam drinkami, papierosami. Panował tam półmrok. Przeciskałam się między ludzmi tańczącymi na świecący się w kolorze neonowym parkiecie. Wreszcie dostałam się do celu - baru. Zamówiłam dwudziesto procętowego drinka. Zmoczyłam usta w mocnym trunku.
Ocieram się o mężczyznę z którym w tym momencie tańczę. Słysze ostatnie strzępki nuzyki i odrywam się od osobnika płci męskiej tak by spojrzeć mu w twarz. Jedno spojrzenie, tyle wspomnień. To Leon. Nie miałam ochoty by od niego uciekać, wręcz przeciwnie miałam ochotę wbić się w jego tętnącne życiem usta. Niespodziewanie, poczułam ucisk na nadgarstku. Pociągnął mnie w stronę baru by zamówić, już kolejny raz tej nocy drinki.
- Na co masz ochotę? - spytał bękocząc
- Na ciebie - warknęłam. Kocham go. Złapałam za jego białą koszulę. Przyciągnęłam go do siebie po czym gwałtownie wbiłam się mu w usta. Oddał pocałunek. Zaczeliśmy się całować. Nie mogę się opamiętać. Całując się udaliśmy się do łazienki. Leon, posadził mnie na umywalce. Obcałowywał całą moją szyję.
- Wolę na miękkim - stwierdził przestając mnie całować. Zobaczyłam błysk w jego czekoladowych oczach. Uśmiechnął się w moją stronę, złapał mnie za rękę i biegiem pobiegliśmy przed klub. Skierowaliśmy się w stronę jednej z uliczek.
Przytulając się weszliśmy do domu. Zapewne należał do szatyna. Brutalnie się całowaliśmy. Oplotłam moje nogi w pasie Leon'a. Chłopak uniusł mnie lekko i skierował się w stronę jednego z pokoi, droga trwała kilka sekund ale ja w tym czasie zgubiłam już sukienkę i stanik. Leon otworzył dzwi nogą. Rzucił mnie na łóżko przenosząc swoje pocałunki z szyji na dekolt. O tak. Tak mi dobrze, tak mi rób.
****
W waszych rękach ląduje rozdział 7. Mi się on osobiście podoba. Wczoraj nie dodałab bo nie miałam możliwości. Odcieli mi internet. Czekam na wasze opinie.
Next <---- min. 15 kom.
Love,
Ryan
sobota, 2 maja 2015
Rozdział 6 - Cholera
,Sweet revenge boy'
O nie! To własnej osobie León Verdas. Dalej Violka idź, nie zatrzymuj się. Ruszyłam szybkim krokiem przed siebie. Jedyne co usłyszałam to cichy śmiech. Nie stopując swoich kroków odwróciłam głowę by zobaczyć czego ten dureń się śmieje. Wykonałam zaplanowaną czynność, zobaczyłam León'a który oddala się z jakąś blondynką. Poprawka nie jakąś ja wszędzie rozpoznam tą flądrę to Ludmiła. Gdy zobaczyłam ich razem przyśpieszyłam kroki można śmiało powiedzieć że biegnę. Biegnę nie patrząc się przed siebie, po chwili czuję tego skutki. Walnęłam w czyjąś, zapewne umięśnioną klatę. Podnoszę głowę by ujrzeć człowieka którego zapewne za chwilę zacznę przepraszać. Wykonałam to, moim oczom ukazał się wysoki, dobrze zbudowany, mężczyzna. Jego włosy postawione były na żel. Jaki przystojniak.
- Wybacz, trochę się zagapiłam - powiedziałam, mając nadzieje że nie będzie zły
- Nic się nie stało, jestem Federico - wyciągnął rękę w moją stronę a ja, ją uścinęłam. Przystojniak. Cholera. Znowu gram na pustą lalę.
- Violetta - powiedziałam uśmiechając się debilka przy czym palcem wzkazującym kręciłam loczki z włosów.
- Wiesz, tutaj niedaleko jest kawiarenka. Dasz się wyciągnąć na kawę? - nogi ugieły się pode mną. Czy on zaprosił mnie na kawę? Violka masz szczęście.
- Z wielką chęcią - powiedziałam, po czym on wziął mnie pod ramię i odeszliśmy.
- No więc, panie Federico ... czym się pan zajmuję? - słodziłam mu
- Pracuję w dużej korporacji. Mam własną firmę i śeć hoteli na całym świecie. Ale pani wygląda na bardzo młodą, czym pani się zajmuję? - facet z korpo, ma kasę, czuje to on będzie mój.
- Owszem, młoda a mianowicie; mam osiemnaście lat obecnie kończę liceum - odpowiedziałam na jego pytane po czym, słodko zamrugałam oczami.
- Czuję że ma panie dość szerokie plany na przyszłość, może przedziemy na Ty?
- Z miłą chęcią - powiedziałam i usłyszałam pipczenie zegarka co oznaczało że wibiła już godzina dziewiętnasta. Pora na mnie, muszę wracać i przygotować strój na pogrzeb który będzie jutro o piętnastej.
- Miło było cię poznać, niestety ja już muszę uciekać, mam nadzieję że kiedyś się jeszcze zobaczymy - podałam mu rękę, wymieniliśmy się numerami i wyszłam z kawiarni myśląc o Fede.
Biegnę cały czas przyśpieszając. Rozpętała się straszna wichura pada, wieje. Panująca teraz pogoda zagnała mnie do parku. Nie, przecież obiecałam sobie że już nigdy tam nie wrócę. Nie miałam siły iść dalej, dalej pod wiatr. Usiadłam na jednej z pobliskich ławek. Schyliłam głowę by piasek unoszący się w powietrzu nie dostał mi się do oczu.
- Violu? Czy to ty? - usłyszałam ten słodki kojący głos który pomagał mi w trudnych chwilach. To nie może być ona. Podniosłam głowę aby zobaczyć dziewczynę która zniszczyła mi życie.
- Jak śmiesz się do mnie odzywać? Zniszczyłaś mi życie, nie nawidzę cię!
- Viola ale to nie byłam ja! - jak to nie była ona? Widziałam to na własne oczy! Obściskiwała się z León'em.
- Widziałam cię! - mówiłam łamiącym się głosem który spowodowany był przez łzy które tłumiły się w moich oczach, nie chciałam ich z tamtąd wypuścić.
- Daj mi wytłumaczyć, to była ... to była moja siostra bliźniaczka. - jej prawa dłoń zanurkowała w torebce. Po chwili wyłoniła się z niej, trzymała w niej poniszczone zdjęcie.
Podała mi je.
- To ona. Ma na imię Milla. Tam wtedy, to była ona. Ja z rodzicami wyjechaliśmy do babci. Zrobiła to bo mnie nienawidzi! - powiedziała cicho szlochając. Nie mogę w to uwierzyć. Ja ją o wszystko oskarżałam podczas gdy była zupełnie niewinna. Jaka ja jestem głupia.
- Ludmiła, przepraszam cię, czy ty ... wybaczysz mi? - podniosła głowę która dotychczas skierowana była ku dołowi, spojrzała na mnie z nadzieją.
- Oczywiście! - wykrzyknęła oo czym się przytuliłyśmy.
- Lu ja już muszę wracać - chciałam wstać ale, zatrzymał mnie głos mojej przyjaciółki.
- Mogę cię odprowadzić. Oczywiście jeśli mogę?
- Lu jasne że chcę, tylko mieszkam w hotelu. Mój ojciec zmarł nie dawno, a ja osobiście mieszkam na Brooklyn'ie. Przyjechałam tu na jego pogrzeb potem tam wracam
- Dobrze się składa, mieszkam kilka dzielnic od ciebie, no ale teraz to nieważne idziemy do hotelu - śmiejąc się poszłyśmy do hotelu.
Mimo wszystko, kocham cię, zawsze tak będzie ~ Kładę czerwoną różę na grobie mojego ojca. Umarł. Mimo tylu złych rzeczy które mi zrobił, zawsze będzie moim tatą. Ostatni raz spojrzałam na grób, po czym ruszyłam w stronę wyjścia cmentarza. Wyszłam. Śpieszyłam się do hotelu, o siedemnastej umówiłam się z Lu w kawiarni. Pamiętam gdy byłyśmy młodsze chodziłyśmy tam plotkować co czasem trwało kilka godzin. Ale to tylko wspomnienia czyli coś co nigdy nie wróci.
Zanim się obejrzałam dotarłam do miejsca w którym mieszkam. Weszłam do swojego pokoju aby przebrać się z żałobnych ubrań. Zrobiłam to i po raz kolejny wyszłam z pokoju udając się poza budynek. Niemal natychmiastowo docieram na umówione miejsce. Przy jednym ze stolików zauważam Ludmiłę. Podchodzę do niej po czym witamy się całusem w policzek. Siadam na krześle obok dziewczyny.
- Viola zobacz, stolik obok, widzisz kto tam siedzi?- odwróciłam głowę na stolik obok. Nie zobaczyłam tam nikogo specjalnego chociaż ... nie siedział tam Federico i jakiś koleś. Miał taką znajomą twarz. Wstał i udał się w stronę baru. Gdy odwrócił się w moją stronę mogłam ujrzeć kim jest. Cholera, cholera cholera. León. To on. Matko! On idzie w naszą stronę! Co robić? Co robić?
****
Hey! Tak więc to rozdział 6. Nie rozpisuje się bo nie mam na to weny chcę abyście przeczytali tą notkę na obrazku po niżej! A teraz Next <---- min. 10 kom. - smutam bo pod tamtym był jeden komentarz ;* ;(
Next <--- min. 10 kom. Jeśli tylu nie będzie nie będzie rozdziału
Love, Ryan ;*
Notki pod rozdziałami są do czytania! Przeczytaj!
O nie! To własnej osobie León Verdas. Dalej Violka idź, nie zatrzymuj się. Ruszyłam szybkim krokiem przed siebie. Jedyne co usłyszałam to cichy śmiech. Nie stopując swoich kroków odwróciłam głowę by zobaczyć czego ten dureń się śmieje. Wykonałam zaplanowaną czynność, zobaczyłam León'a który oddala się z jakąś blondynką. Poprawka nie jakąś ja wszędzie rozpoznam tą flądrę to Ludmiła. Gdy zobaczyłam ich razem przyśpieszyłam kroki można śmiało powiedzieć że biegnę. Biegnę nie patrząc się przed siebie, po chwili czuję tego skutki. Walnęłam w czyjąś, zapewne umięśnioną klatę. Podnoszę głowę by ujrzeć człowieka którego zapewne za chwilę zacznę przepraszać. Wykonałam to, moim oczom ukazał się wysoki, dobrze zbudowany, mężczyzna. Jego włosy postawione były na żel. Jaki przystojniak.
- Wybacz, trochę się zagapiłam - powiedziałam, mając nadzieje że nie będzie zły
- Nic się nie stało, jestem Federico - wyciągnął rękę w moją stronę a ja, ją uścinęłam. Przystojniak. Cholera. Znowu gram na pustą lalę.
- Violetta - powiedziałam uśmiechając się debilka przy czym palcem wzkazującym kręciłam loczki z włosów.
- Wiesz, tutaj niedaleko jest kawiarenka. Dasz się wyciągnąć na kawę? - nogi ugieły się pode mną. Czy on zaprosił mnie na kawę? Violka masz szczęście.
- Z wielką chęcią - powiedziałam, po czym on wziął mnie pod ramię i odeszliśmy.
- No więc, panie Federico ... czym się pan zajmuję? - słodziłam mu
- Pracuję w dużej korporacji. Mam własną firmę i śeć hoteli na całym świecie. Ale pani wygląda na bardzo młodą, czym pani się zajmuję? - facet z korpo, ma kasę, czuje to on będzie mój.
- Owszem, młoda a mianowicie; mam osiemnaście lat obecnie kończę liceum - odpowiedziałam na jego pytane po czym, słodko zamrugałam oczami.
- Czuję że ma panie dość szerokie plany na przyszłość, może przedziemy na Ty?
- Z miłą chęcią - powiedziałam i usłyszałam pipczenie zegarka co oznaczało że wibiła już godzina dziewiętnasta. Pora na mnie, muszę wracać i przygotować strój na pogrzeb który będzie jutro o piętnastej.
- Miło było cię poznać, niestety ja już muszę uciekać, mam nadzieję że kiedyś się jeszcze zobaczymy - podałam mu rękę, wymieniliśmy się numerami i wyszłam z kawiarni myśląc o Fede.
Biegnę cały czas przyśpieszając. Rozpętała się straszna wichura pada, wieje. Panująca teraz pogoda zagnała mnie do parku. Nie, przecież obiecałam sobie że już nigdy tam nie wrócę. Nie miałam siły iść dalej, dalej pod wiatr. Usiadłam na jednej z pobliskich ławek. Schyliłam głowę by piasek unoszący się w powietrzu nie dostał mi się do oczu.
- Violu? Czy to ty? - usłyszałam ten słodki kojący głos który pomagał mi w trudnych chwilach. To nie może być ona. Podniosłam głowę aby zobaczyć dziewczynę która zniszczyła mi życie.
- Jak śmiesz się do mnie odzywać? Zniszczyłaś mi życie, nie nawidzę cię!
- Viola ale to nie byłam ja! - jak to nie była ona? Widziałam to na własne oczy! Obściskiwała się z León'em.
- Widziałam cię! - mówiłam łamiącym się głosem który spowodowany był przez łzy które tłumiły się w moich oczach, nie chciałam ich z tamtąd wypuścić.
- Daj mi wytłumaczyć, to była ... to była moja siostra bliźniaczka. - jej prawa dłoń zanurkowała w torebce. Po chwili wyłoniła się z niej, trzymała w niej poniszczone zdjęcie.
Podała mi je.
- To ona. Ma na imię Milla. Tam wtedy, to była ona. Ja z rodzicami wyjechaliśmy do babci. Zrobiła to bo mnie nienawidzi! - powiedziała cicho szlochając. Nie mogę w to uwierzyć. Ja ją o wszystko oskarżałam podczas gdy była zupełnie niewinna. Jaka ja jestem głupia.
- Ludmiła, przepraszam cię, czy ty ... wybaczysz mi? - podniosła głowę która dotychczas skierowana była ku dołowi, spojrzała na mnie z nadzieją.
- Oczywiście! - wykrzyknęła oo czym się przytuliłyśmy.
- Lu ja już muszę wracać - chciałam wstać ale, zatrzymał mnie głos mojej przyjaciółki.
- Mogę cię odprowadzić. Oczywiście jeśli mogę?
- Lu jasne że chcę, tylko mieszkam w hotelu. Mój ojciec zmarł nie dawno, a ja osobiście mieszkam na Brooklyn'ie. Przyjechałam tu na jego pogrzeb potem tam wracam
- Dobrze się składa, mieszkam kilka dzielnic od ciebie, no ale teraz to nieważne idziemy do hotelu - śmiejąc się poszłyśmy do hotelu.
Mimo wszystko, kocham cię, zawsze tak będzie ~ Kładę czerwoną różę na grobie mojego ojca. Umarł. Mimo tylu złych rzeczy które mi zrobił, zawsze będzie moim tatą. Ostatni raz spojrzałam na grób, po czym ruszyłam w stronę wyjścia cmentarza. Wyszłam. Śpieszyłam się do hotelu, o siedemnastej umówiłam się z Lu w kawiarni. Pamiętam gdy byłyśmy młodsze chodziłyśmy tam plotkować co czasem trwało kilka godzin. Ale to tylko wspomnienia czyli coś co nigdy nie wróci.
Zanim się obejrzałam dotarłam do miejsca w którym mieszkam. Weszłam do swojego pokoju aby przebrać się z żałobnych ubrań. Zrobiłam to i po raz kolejny wyszłam z pokoju udając się poza budynek. Niemal natychmiastowo docieram na umówione miejsce. Przy jednym ze stolików zauważam Ludmiłę. Podchodzę do niej po czym witamy się całusem w policzek. Siadam na krześle obok dziewczyny.
- Viola zobacz, stolik obok, widzisz kto tam siedzi?- odwróciłam głowę na stolik obok. Nie zobaczyłam tam nikogo specjalnego chociaż ... nie siedział tam Federico i jakiś koleś. Miał taką znajomą twarz. Wstał i udał się w stronę baru. Gdy odwrócił się w moją stronę mogłam ujrzeć kim jest. Cholera, cholera cholera. León. To on. Matko! On idzie w naszą stronę! Co robić? Co robić?
****
Hey! Tak więc to rozdział 6. Nie rozpisuje się bo nie mam na to weny chcę abyście przeczytali tą notkę na obrazku po niżej! A teraz Next <---- min. 10 kom. - smutam bo pod tamtym był jeden komentarz ;* ;(
Next <--- min. 10 kom. Jeśli tylu nie będzie nie będzie rozdziału
Love, Ryan ;*
Subskrybuj:
Posty (Atom)