piątek, 30 stycznia 2015

OS z 3 miejsca by ElimelGamesPL

Mam na imię Violetta Castillo i mam 16 lat. Obecnie jestem w domu dziecka. Trafiłam tam ponieważ moi opiekunowie chcieli abym odziedziczyła po nich firmę ale od kąt pamiętam sprzeciwiałam się i po roku oddali mnie tu. O rodzicach nawet nie będę wspominać bo nie warto. W moim „domu” mam własną opiekunkę Angie. Kocham ją. Jest najbliższą mi osobą. To moja druga opiekunka bo przez pierwszy rok pobytu tam moją opiekunką była Clara, ale zginęła w katastrofie lotniczej. Chodzę do liceum do klasy z ludźmi o dwa lata starszymi, bo przeskoczyłam dwie klasy. Jestem jak to nauczyciele uznali „ genialnym dzieckiem”. W szkole wszyscy mi dokuczają dlatego, że nie mam pieniędzy na nowe markowe ubrania. Do klasy chodzę z moją przyjaciółką Ludmiłą. Znam ją od 7 roku życia. Dom dziecka znajduje się w Nowym Yorku. Obecnie mamy dość śnieżną zimę.

Jest godzina 6:30. Właśnie wstałam, ale jak zwykle się nie wyspałam, bo moje łóżko jest strasznie nie wygodne. Wybrałam sobie do ubrania czarne, długie, dresowe spodnie, czarną bluzkę, czarno-różową, dresową bluzę i szare trampki. Poszłam do łazienki. Wykonałam wszystkie poranne czynności i ubrałam się we wcześniej wybrane ciuchy. Gdy z nie j wyszłam była 7:15. Przywitałam się z Angie, zjadłam śniadanie, wzięłam kanapki i termos z herbatą i poszłam do szkoły. Po 25 minutach doszłam do niej. W oddali zobaczyłam Ludmiłę. Gadała ze swoimi przyjaciółmi, rodzeństwem rodziny Verdasów Francescą i Leonem. Wspominałam, że jestem bardzo nieśmiała i rozmawiam tylko z Ludmi, jak nie to mówię to teraz. Postanowiłam jej nie przeszkadzać i pójść do szafki. O dziwo obyło się bez spotkania z Larą. Wzięłam potrzebne książki i poszłam pod klasę. Rozbrzmiał irytujący dźwięk dzwonka i wszyscy się ustawili. Weszliśmy do klasy gdy tylko zjawiła się nauczycielka od chemii. Nasza wychowawczyni. Usiadłam na moim standardowym miejscu czyli rząd pod ścianą ostatnia ławka. Na szczęście nie siedzę sama. Siedzę z Ludmiłą.
- Hej Violu czemu nie podeszłaś? – zapytała.
- Wiesz, że nie lubię gadać z nikim poza Tobą i Angie.
- Ale musisz się w końcu otworzyć, bo inaczej w życiu będziesz miała bardzo trudno.
- Mam na to jeszcze 2 lata.
- Czemu? – czy ona udaje czy serio nie wie?
- Za dwa lata kończę 18 lat i nie będę już sama wiesz gdzie.
- No tak.
Lekcja trwa i trwa, a mi i Lu strasznie się dłuży. Od jakiś 5 minut piszemy sobie karteczki.
- Castillo! Ferro! Co do z liściki!? – o nie teraz nam się oberwie.
- No my…
- Tak myślałam. Już tyle razy wam odpuszczałam, ale musicie w końcu ponieść karę.
- Jaką? – zapytałyśmy wystraszone.
- Federico przesiada się do Ludmiły, a Violetta do Leona. – o nie wiedziałam, że ona mnie nienawidzi, ale żeby aż tak.
- Ale… - zaczęłam, ale nie dane było mi skończyć.
- Bez żadnych, ale. Już! – z wielkim bólem zrobiłam to co kazała wychowawczyni. – Na każdej lekcji będziecie siedzieć z chłopakami.
- Ale tak nie można! – zbulwersowała się Ludmiła.
- Nie tobie to oceniać. A jak się nie uspokoisz to zostaniesz po lekcjach. Chcesz? – zapytała ze słodkim uśmiechem chemica.
- Nie.
- Tak myślałam.
Ta lekcja nie może być gorsza. Nagle poczułam jak „mój sąsiad” podaje mi karteczkę. To był początek naszej rozmowy:
- Hej to ty jesteś Violetta? Ludmi dużo mi o Tobie opowiadała.
- Tak jestem Violetta, ale nie mam ochoty z Tobą ani nikim innym gadać, ani pisać.
- Co aż taka nieśmiała jesteś?
- Nie ale nie lubię zawierać nowych znajomości. Mam wystarczająco dużo znajomych i nie potrzebuje ich więcej.
- Kogo?
- Ludmiłę.
- Tylko?
- Tak i wystarczy.
- Jestem Leon.
- Wiem kim jesteś. To, że nigdy z tobą nie gadałam to nie znaczy że nie wiem kim jesteś. Wiem o Tobie więcej niż myślisz. Z resztą o każdym wiem dość sporo z opowiadań Lu.
- Pogadamy na przerwie.
- Nie wydaje mi się, bo nawet mnie nie znajdziesz.
Na tym nasza „rozmowa” się zakończyła. Po bardzo długim czasie zadzwonił upragniony dzwonek. W przeciągu kilku sekund spakowałam się i pędem opuściłam salę. Tak jak myślałam do końca lekcji Leon się do mnie nie odezwał. Trochę mi smutno, bo bardzo mało czasu spędziłam z Ludmiłą. Postanowiłam, że zaproszę ją do siebie. Po chyba 15 minutach znalazłam ją. Była na treningu siatkarskim. Jest kapitanem i chyba z miliard razy próbowała zaciągnąć mnie do drużyny, ale ja się nie dałam. Postanowiłam poczekać aż skończą. Po ok. 1,5 godziny skończyły. Poszłam do szatni, ale po drodze oczywiście musiałam, jako żem niezdara, musiałam wpaść na jakąś dziewczynę. Okazało się, że to Francesca.
- O! Hej Violetta tak? – zapytała bardzo szczęśliwie.
- Tak dokładnie.
- Jestem … - przerwałam jej.
- Wiem doskonale. Francesca ale wszyscy mówią Ci Fran. Szukam Ludmiły wiesz gdzie jest?
- Tak poszła się przebrać. O tam – tu wskazała palcem na jej szafkę. – jest jej szafka. Poczekaj tam na nią. Zaraz powinna wyjść z pod prysznica. Ja lecę. Do jutra Violu. – powiedziała i wyszła. Z kąt u niej tyle entuzjazmu. Poszłam pod jej szafkę. Chwilę poczekałam i zjawiła się.
- Vilu czo ty tu robisz. Nie powinnaś być w domu?
- Powinnam, ale chciałam zapytać czy nie wpadła być do mnie.
- Ja…
- Spoko rozumiem. To był by dla Ciebie wstyd odwiedzać dom dziecka.
- Nie dałaś mi dokończyć. Bo ja nie wiem jak tam mam się zachować.
- Normalnie. W pokoju jestem sama, bo jako jedyna mam tam 16 lat, a pomimo że mamy za dużo ludzi to nikogo mi nie dali do pokoju.
- To fajnie. Więc chodźmy.
Wyszłyśmy i kierowałyśmy się do mojego miejsca zamieszkania. Nie śpieszyło nam się. Powolnym spacerkiem. Nagle poczułam, że po raz kolejny dzisiejszego dnia się z kimś się zderzam. Myślałam, że spotkam się z zimną zaśnieżoną ziemią, ale na moje tak mi się wydaje szczęście ktoś mnie złapał.
- A mówiłaś, że się dzisiaj nie spotkamy.
- Miałam taką nadzieję.
- To się odrobinę pomyliłaś Violu.
- Wkurzasz mnie.
- Ty mnie też. – powiedział i pomógł mi się podnieść.
- To do jutra.
- Do jutra. – powiedział i na szczęście odszedł. Zaczęłyśmy iść dalej. Po 10 minutach doszłyśmy. Po wejściu do domu poszłyśmy z Lu zawiadomić Angie o moim przyjściu i, że Ludmi zostanie do wieczora. Gdy tak sobie gadałyśmy blondynka poruszyła bardzo drażliwy dla mnie temat, a dokładniej temat Leon.
- Czemu taka do niego jesteś? On na prawdę chce się zaprzyjaźnić. – powiedziała.
- Ale ja nie.
- Vilu naprawdę… Daj mu szansę. To fajny chłopak, a z Fran też byś się zaprzyjaźniła. Są bardzo mili, a tobie potrzebny jest kontakt z ludźmi innymi niż ja i Angie.
- Masz rację. Ale ja się boję. – wyznałam.
- Czego?
- Tego, że jak się dowiedzą, że wychowałam się w domu dziecka to przestaną ze mną gadać, bo będą się mnie wstydzić.
- Nie będą. Znam ich od piaskownicy i oni nie są tacy jak Lara i Gery. Nie będą Ci z tego powodu dogadywać, ani śmiać.
- Może i masz rację. Nie mogę do końca życia bać się innych ludzi. Muszę się w końcu przełamać.
- To chciałam usłyszeć, a teraz spakuj się i idziemy do mnie.
- Po co?!
- Urządzam piżama party i jako moja najlepsza przyjaciółka jesteś zaproszona.
- Ale ja nie mogę.
- Z Angie już wszystko załatwiłam i możesz iść tylko na chwilę masz do niej pójść, a w tym czasie ja Cię spakuję. – jak kazała to nawet nie próbowałam się kłócić, bo znam ją na tyle długo, że wiem, że by nie odpuściła. Gdy doszłam do jej gabinetu zapukałam do drzwi. Gdy usłyszałam ciche „proszę” bez namysłu weszłam do środka.
- Ooo… Viola dobrze, że jesteś muszę Ci coś powiedzieć i raczej to nie jest dobra wiadomość.
- Co się stało?
- Jutro musisz opuścić ośrodek. – powiedziała a mi do oczu cisnęły się łzy.
- Ale nie ukończyłam 18 lat.
- No tak ale zarząd postanowił, że grupa 18, 17, 16 – latków musi opuścić ośrodek. Tak mi przykro. – powiedziała prawie płacząc.
- Tobie przykro?! Angie ja nie mam się gdzie podziać, nie mam nawet gdzie przenocować.
- Do jutra znajdziesz miejsce. – powiedziała za nim chyba zdążyła ugryźć się w język.
- Czyli stracę dach nad głową w dzień moich urodzin?! Do tej pory nie myślałam, że moje życie może być gorsze, ale jednak się pomyliłam!
- Violetta spokojnie. Ludmiła Cię przyjmie.
- Wychodzę. – nie zważając na to co mówi wyszłam z jej gabinetu jakby nigdy nic. Podeszłam do Lu, która była już na zewnątrz z moim plecakiem.
- Vils co się stało? – zapytała przerażona moim stanem.
- Lu będę mogła od jutra przez jakiś czas pomieszkać? – zapytałam z nadzieją.
- Co się stało?
- Zarząd postanowił, że grupy 16, 17, 18 lat wywali z ośrodka i na dokładkę jutro.
- Ale jutro są twoje urodziny.
- Dlatego proszę mogę się u Ciebie zatrzymać?
- Ja jutro po szkole wyjeżdżam do dziadków do Argentyny. Przepraszam. Ale możesz zapytać Fran czy nie możesz u niej i u Leona zamieszkać na jakiś czas.
- Leona i Fran. Nie to nie wchodzi w grę.
- A czemu. Czyżby ktoś się zakochał.
- W kim? We Fran? Raczej nie mój typ. – zaśmiałam się.
- Nie we Fran. W Leonie. Nie dziwie Ci się. Większość dziewczyn z naszej szkoły się w nim buja, ale on myśli tylko o jednej.
- Nie zakochałam się w nim. A o kim to myśli.
- Obiecałam, że nie wygadam.
- Przecież się przyjaźnimy. Nikomu nie powiem. – powiedziałam i zrobiłam maślane oczka, bo wiedziałam, że im się nie oprze.
- Leon też jest moim przyjacielem i obiecałam, że nikomu nie pisnę ani słowa.
- Dobra. – powiedziałam zrezygnowana. Stałyśmy tam jeszcze chwilę, aż nie podjechał samochód. Zdziwiłam się, bo Lu nie mówiła, że ktoś po nas przyjedzie. Popatrzyłam na nią zdziwiona.
- O zapomniałam powiedzieć, że impreza jest u Fran i będą na niej jeszcze Leon, Diego i Fede.
- Co?!
- Nie marudź tylko wsiadaj. – powiedziała i wepchnęła mnie do samochodu koło kierowcy. Gdybym mogła zabijać wzrokiem Lu leżała by trupem.
- O. Violetta. Widzisz znów się widzimy.
- Daruj sobie Leon.
- Violetta! – wydarła się na mnie Lu.
- Dobra. Leon zacznie my od nowa? – zapytałam.
- O. Jaka zmiana. Jednak chcesz się zaprzyjaźnić. – powiedział, a ja miałam ochotę go rozszarpać, ale się powstrzymałam.
- Leon!!!!! – wydarła się na niego Ludmi.
- Co?
- Ona próbuje być miła. Znacie się kilka godzin, a zachowujecie się jak byście się nienawidzili.
- Dobra. Ja też chciałbym zacząć od początku.
- To super. – uśmiechnęłam się do niego. Po ok. 15 minutach byliśmy u nich w domu. Nie był on jakiś ogromny ani nie był też mały. Był odpowiedni i, że tak powiem uroczy. – Ładny dom. – powiedziałam po chwili.
- Dzięki. – powiedział Leon
- Lu, Leoś!!!! Jesteście!!!! – wykrzyczała Fran, po czym ich przytuliła, a ja poczułam się trochę głupio.
- Fran… - zaczęłam.
-Violetta!!! Fajnie, że jesteś. – powiedziała i mnie przytuliła jakbyśmy od lat się przyjaźniły.
- Fran ty się na mnie nie gniewasz? – zapytałam zdziwiona.
- Nie. Nie warto sobie życia marnować na kłótnie.
- Dziękuje. Możemy zacząć od nowa?
- Ale po co? Przecież to w szatni to tylko słowa, a ty nie powiedziałaś nic złego. I nie wiem czy wiesz, ale bardzo chciałabym się z tobą zaprzyjaźnić. Tylko ty zawsze trzymałaś się z daleka i odpychałaś wszystkich poza Ludmiłą.
- Przepraszam. – powiedziałam, a ona mocno mnie przytuliła. Zabawa się zaczęła, a ja coraz bardziej ze wszystkimi się zaprzyjaźniałam. Nagle Lu wymyśliła, że zagramy w chwilę prawdy. Nagle nadeszła moja kolej.
- Viola. - Usłyszałam głos Fran. – Powiedz czemu boisz się poznawać nowych ludzi i czemu uciekasz od kontaktu z nimi. – zamurowało mnie.
- Viola powiedz im. Muszą wiedzieć nie możesz dalej ukrywać prawdy. Proszę powiedz. – prosiła mnie Lu.
- A więc gdy miałam 3 lata moja matka i ojciec oddali mnie do adopcji. Wszystko było fajnie, pięknie do momentu, w którym moi opiekunowie zaczęli wychowywać mnie do pracy za biurkiem. Pewnego dnia miałam tego dość i zaczęłam się sprzeciwiać i wtedy… Wtedy oni oddali mnie do domu dziecka. Powiedzieli mi wtedy : „Mogłaś mieć wszystko. Miałabyś prawo pomiatać ludźmi i traktować ich z góry. Teraz przez swoją głupotę ludzie będą pomiatać tobą i będziesz nikim.” Oni po prostu mnie oddali. Gdy zaprzyjaźniłam z moją opiekunką ona zginęła w katastrofie lotniczej. Później poznałam Lu, i następnie moją opiekunkę Angie. I nigdy z nikim nie gadałam, bo bałam się, że gdy ktoś się dowie o tym gdzie mieszkam będzie się wstydził ze mną pokazywać. I… to już raczej wszystko.
- Viola ja nie wiedziałam. – powiedziała smutna Fran.
- Nikt poza Lu nie wiedział i teraz wiecie również wy. I mam nadzieję, że to nie zmieni naszych relacji.
- Nie zmieni. – powiedział Diego.
- Nie zmieni. – potwierdził Fede.
- Nie zmieni. – dodała Fran.
- Nie zmieni. – potwierdził słowa reszty powodując mój uśmiech Leon. Zabawa trwała w najlepsze. Nagle poczułam się senna i odleciałam. Obudziłam się jak zwykle o 6:30. Byłam w jakimś pokoju, ale nie „moim”. Po chwili przypomniałam sobie, że byłam na imprezie u Fran i Leona. Wstałam, poszłam do łazienki umyłam twarz i włosy, przebrałam się i z niej wyszłam. Poszłam do kuchni. Tam zastałam Leona? Po co on wstał tak wcześnie?
- Leon? – zapytałam żeby się upewnić.
- O. Viola. Wstałaś już? Po co tak wcześnie?
- Przywykłam. Budzę się tak bez budzika. A ty po co tak wcześnie wstałeś?
- Jakoś tak wyszło. Chcesz śniadanie? – zapytał nawet na mnie nie patrząc.
- A co robisz?
- Naleśniki. – czy on powiedział naleśniki? Jak ja dawno ich nie jadłam. Aż się rozmarzyłam. – Viola. Ziemia. Viola. Leon prosi o powrót na Ziemię. – wy budził mnie z transu. – Nie lubisz naleśników? – zapytał.
- Lubię. Tylko bardzo dawno ich nie jadłam.
- Czemu? – zaraz mu przywalę. – A no tak.
- No właśnie.
- Czyli mam rozumieć, że tobie zrobić całą górę naleśników. – przytaknęłam i usiadłam przy blacie w kuchni. Po 20 minutach było gotowe. Zjadłam ich chyba z 6. – Smakuje? – zapytał.
- Ty się jeszcze pytasz? To jest przepyszne. – powiedziałam w uśmiechem.
- Masz tu coś.
- Ale gdzie? – zapytałam. Podszedł do mnie i starł mi z nosa bitą śmietanę po czy pstrykną mnie w to samo miejsce. Gdy mnie dotkną poczułam coś dziwnego w żołądku. Coś jakby stado motyli.
- Dzieeeeeeeeeeeeńńńń dobry. – przywitał się ziewają Fede. – Sorry widzę, że przeszkadzam. – powiedział, a do mnie dotarło, że stoimy dość blisko siebie.
- Nie no coś ty. – powiedział odsuwając się Leon.
- Która godzina? – zapytał.
- 7:20. – odpowiedziałam.
- Co?!!!! – krzykną. – Nie zdążę ułożyć włosów!!! – dodał i pobiegł do łazienki.
- Czy on powiedział włosów? – zapytałam przez śmiech.
- Wiem to śmieszne, ale on tak ma.
- A dziewczyn nie trzeba obudzić?
- One już nie śpią. Pewnie robią już makijaż. A właśnie. Ty się nie malujesz?
- Nie. Stawiam na naturalność.
- Aha. To fajnie. Wiesz…. Jesteś taka…
- Inna? Wiem.
- Nie. Jesteś wyjątkowa. Nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny jak ty. Miłej, mądrej, przyjacielskiej i ślicznej.
- Czy ty powiedziałeś o mnie śliczna? Ja wcale taka nie jestem. Jestem przeciętna. Piękna to może być Fran, Ludmi i Lara pomimo tony tapety na mordzie.
- Ale jedno mnie ciekawi. Jak ona spod niej oddycha? – zapytał rozbawiony.
- No właśnie. Przecież jej tapeta jest cięższa od niej. A coś takiego powinno być karalne. – mówiłam przez śmiech.
- A co ty tak śmieszno? – zapytała Ludmiła.
- Gadamy o tapecie na ryju Lary. – odpowiedział Leon.
- Dobra ale trzeba już iść. Szkoła wzywa.
- Ohhh…. – westchnęliśmy. Wzięliśmy nasze rzeczy i wyszliśmy do szkoły.

Po lekcjach.
Jestem już przed budynkiem domu dziecka. Nie ukrywam moich łez. Płyną swobodnymi  strumieniami. Wzięłam kilka głębokich wdechów i weszłam do środka. Po przywitaniu się z Angie poszłam do pomieszczenia, w którym było moje łóżko. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej walizkę i chciałam ją rzucić na łóżko, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam bo zobaczyłam na niej 4 pudełeczka. Zdziwiłam się. Wzięłam pierwsze z nich. Było różowe ze złotą wstążką. Pewnie od Lu. Otworzyłam je i ujrzałam naszyjnik. Ale nie taki zwykły. Był ze srebra. Przedstawiał połowę serca z literami BF. Dołączona była karteczka:
Dla Violi mojej najlepsiejszej na świecie przyjaciółki. Kochaaaaaaaam Cię kochana
Twoja Ludmiła :*********
Jaka ona jest kochana. Wzięłam drugą paczuszkę. Była opakowana w czarny papier z białymi groszkami i przewiązana białą wstążką. Była w niej zapakowana w folię saga książek o przygodach Harrego Pottara. Tu również dołączona była kartka:
Dla mojej przyjaciółki, którą bardzo KOFFAM
Twoja Francesca :***********
Wzięłam kolejną. Zapakowana była papier i wstążkę w kolorowe kwiatki. W środku była książka Keri Smith pt „Zniszcz ten dziennik”. Nie obyło się też bez kolejnej karteczki:
Violu bardzo mi przykro z tego, że musisz odejść, ale wiedz, że kocham Cię jak własną córkę. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła. Wszystkiego najlepszego kochanie.
Twoja Angie :*
Kolejna paczka nie była niczym owinięta. Było to malutkie pudełeczko. Gdy je otworzyłam zobaczyłam bransoletkę z białego złota. Matko ja nie lubię złota. Ale była też oczywiście karteczka:
Violu wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Ludmiła mówiła mi, że nie lubisz złota, ale gdy zobaczyłem ten drobiazg pomyślałem o tobie i musiałem ją kupić. Uznałem, że pomimo iż jest to białe złote wygląda jak srebro, które tak lubisz.
Leon
Jaki on jest słodki i muszę powiedzieć, że ta bransoletka jest śliczna. Wzięłam moje prezenty naszyjnik i bransoletkę założyłam, a książki schowałam do torby. Wzięłam moje rzeczy i bez składanie wrzuciłam do torby. Po spakowaniu wszystkiego zapięłam torbę, pożegnałam Angie i wyszłam z budynku. Akurat był koniec semestru więc na 3 tygodnie koniec ze szkołą. Poszłam do parku. Myślałam, że tam będzie cieplej.
Kilka godzin później.
Jest 20, a ja mam już chyba odmrożone ręce i nogi. Postanowiłam usiąść na ławce. Była strasznie zaśnieżona ale było mi wszystko jedno.
- Violetta!!! – usłyszałam wołanie. Osoba nagle do mnie podbiegła. – Co ty tu robisz? Jest zimno i ciemno. Wracaj do domu.
- Nie mam domu. Z tam tond mnie wyrzucili jak i 18 i 17 latków. Więc muszę się gdzieś podziać, a w parku każdy może siedzieć.
- Choć.
- Gdzie?
- Do mnie. Nie będziesz tu sama siedzieć i musisz gdzieś mieszkać.
- Nie mogę.
- Może i nie ale musisz.
- Nie mogę.
- Wstawaj. – rozkazał.
- Nie mogę. Odmroziłam sobie chyba stopy i nie mogę chodzić. – nic nie odpowiedział. Nagle poczułam, że ktoś bierze mnie na ręce. Wiedziałam, że to Leon. Nie opierałam się, nie miałam na to siły. Po jakiś 20 minutach pół biegu dotarliśmy do ich domu.
- Fran!!! Przynieś do salonu z 5 kocy i zrób gorącą czekoladę x3!!! – krzykną i ułożył mnie na kanapie.
- Matko święta Viola co się stało??? – Zapytała.
- No więc (…) i tak to wygląda. To mogę u was zostać na jakiś czas? – zapytałam z nadzieją w głosie.
- Pewnie. – odpowiedzieli.
- Tylko ja nie mam kasy żeby pomóc wam opłacić rachunki i inne bzdety.
- No ciebie chyba móżdżek boli.- skomentowała Fran.
- Od Ciebie kasy nawet byśmy nie przyjęli.
Kilka dni później.
Dzisiaj wigilia. Tak się cieszę. Dalej mieszkam u rodzeństwa Verdas. Prezenty dla nich mam już kupione. Niby mówili, że mam im nic nie kupować, ale okazało się, że Clara moja pierwsza opiekunka zapisała mi w spadku 4000$. Za to kupiłam prezenty, sobie ubrania zimowe i jakiegoś taniego laptopa. Właśnie pieczemy ciasteczka. Leon jest cały w mące i jajkach, bo próbował mi zrobić dowcip i skończyło się tak, że wraz z Fran obrzuciłyśmy Leona mąką i jajkami. Skończyliśmy już robić ciasto. Leon poszedł się trochę ogarnąć. Jak to powiedział : „Idę wytrzepać mąkę i jajka z miejsc, w których one nie powinny się znajdować”. Z Francescą oglądamy jakiś przygłupi serial. Nagle poczułam, że ktoś zasłania mi oczy.
- Zgadnij kto? – czemu on zachowuje się jak dziecko.
- Diego? – trzeba go pomęczyć.
- Nie. Próbuj dalej.
- Federico?
- Do trzech razy sztuka.
- Angie.
- Nie. Taka mała podpowiedź. To jest osoba, którą bardzo lubisz, jest mega utalentowana, mega przystojna i żadna dziewczyna oprócz Ludmiły, Francesci i Ciebie leci na nią.
- Leon. Daj spokój.
- Brawo piękna.
- Jeszcze raz tak do mnie powiedz to zaraz twoja buźka ze ślicznej będzie wyglądać gorzej niż u trola.
- Jaka nie miła.
- Dobra gołąbeczki. Idziemy ozdabiać pierniki. – powiedziała lekko znudzona Fran. Jej wolałam się nie droczyć i po prostu grzecznie zrobiłam to co kazała.
Kilka godzin później.
Jesteśmy po rozpakowaniu prezentów. Właśnie oglądamy Kevina, bo święta bez Kevina można uznać za stracone. Nagle Fran zerwała się i pobiegła, a w zasadzie poskakała do kuchni. Leon się na mnie popatrzył i również wstał. Nie wiem co mnie podkusiło ale też wstałam.
- Violetta.
- Leon.
- Uznałem to za odpowiednią chwilę żeby Ci to powiedzieć… - no nie muszę mu przerwać.
- Coś się stało? – zapytałam zdenerwowana.
- Tak ale nie przerywaj. Bo pewnie Ludmi Ci wypaplała, że jest jedna dziewczyna, która mi się podoba. – przytaknęłam. – No i już nie mogę ukrywać tego co czuję.
- Ale co to ma do mnie?
- Nic. Tylko to. – powiedział. Przyciągną mnie do siebie i pocałował. Byłam zaskoczona, ale mimo to oddałam go. Gdy skończyliśmy się całować spuściłam głowę i zrobiłam się czerwona od stup do głów. On podniósł mój podbródek do góry tak, że patrzyliśmy sobie w oczy. – Kocham Cię.
- Kocham Cię. – odpowiedziałam.
- Chciałbym żebyś go wzięła.
- Leon ja nie mogę go przyjąć.
- Ależ możesz i to zrobisz. To pierścionek przekazywany z pokolenia na pokolenie w mojej rodzinie. Należał do mojej babci od strony ojca później do mojej matki, a teraz chcę żeby należał do Ciebie.
- To brzmi jak zaręczyny. A wiesz, że jestem niepełnoletnia i nie możesz mi się oświadczać.
- Wiem.
- To jak mam to odebrać?
- Violetto Castillo czy uczynisz mi ten zaszczyt i sprawisz bym stał się najszczęśliwszym chłopakiem na świecie i zostaniesz moją dziewczyną.
- Tak. – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
- Więc teraz przyjmij pierścionek na znak mojej bezgranicznej miłości do Ciebie. – powiedział i wsuną mi pierścionek z białego złota na palec.
- Kocham Cię. – powiedziałam.
- Kocham Cię. – powtórzył i pocałował mnie. Ta chwila mogłaby trwać w nieskończoność. Bardzo go kocham i mam nadzieję, że już zawsze będziemy razem.





Śmieszy mnie jedna sprawa. Jest to fakt iż stałam się szczęśliwa przez minerał za którym nie przepadam. Można powiedzieć, że wręcz nienawidzę, bo źle mi się kojarzy. Nosiła go kobieta, która oddała mnie do domu dziecka. A teraz złoto uczyniło, że jestem najszczęśliwszą osobą na całym świecie. Tylko czemu białe złoto. Może dlatego że wygląda jak srebro, które uwielbiam. A może, że dostałam je od osoby, którą kocham już od dłuższego czasu. Nie wiem. Znaczy wiem, że to nie ono uczyniło mnie tak bardzo szczęśliwą. Ale nie wiem czemu ono jest akurat białe. Czasem wydaje mi się, że biel to kolor towarzyszący mojemu życiu od kąt pamiętam.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

OS z 2 miejsca "Ślub" by Truskaffkova

Część 1
//Violetta//
       To już jutro moja przyrodnia siostra, Natalia bierze ślub. Mam być jej świadkową, wraz z najlepszym przyjacielem Maxiego, narzeczonego hiszpanki. Nie znam go osobiście, ale wiem, że ma na imię Diego i jest ode mnie starszy o 3 lata. Na weselu ma być również przyrodni brat Maxiego, Leon. Znam go od jakiś ośmiu miesięcy i przekonałam się, że jest strasznym dupkiem. Nie widziałam go już pięć miesięcy i nie wiem czy się zmienił.
        Obecnie siedzę w mojej garderobie i wybieram szpilki, które będą pasować do sukienki na jutrzejszą uroczystość. Już miałam wziąć do ręki krwisto czerwone buty, ale przerwał mi dzwonek do drzwi. Wstałam z czarnej pufy i powędrowałam na dół, aby zobaczyć kto przyszedł. Po otworzeniu drzwi ujrzałam chłopaka o zielonych oczach, przypominał mi kogoś, ale właśnie kogo?
-W czymś pomóc?
-Tak jakby. Szukam domu o numerze 61. Wiesz gdzie to jest?-spytał
Chwila, chwila przecież to adres Naty i Maxiego. Może to Diego, albo Leon?
-Jasne. To tu na przeciwko. A kogoś konkretnego szukasz?
-Tak, przyjechałem na ślub mojego przyrodniego brata.
-Maxiego?
-Tak, a skąd wiesz?
-Mam swoje źródła-odpowiedziałam tajemniczo
-Muszę lecieć cześć!
-Pa!
To nie możliwe, aż tak się zmienił? Przecież ludzie tacy jak on NIGDY się nie zmieniają. Nie myśląc o tym dłużej powróciłam do wybierania butów na jutro...
            Obudziłam się dość wcześnie, ponieważ muszę iść do kosmetyczki i fryzjera. Ślub ma się zacząć o 13.00, ale ja jako świadkowa muszę być w domu państwa młodych o równej dwunastej. Na szczęście mieszkają naprzeciwko mnie i nie muszę iść, ani jechać nigdzie. Wstałam z łóżka i zeszłam do kuchni. W salonie zauważyłam malutkie pudełeczko, a obok niego widniał liścik. Okazało się, że to hiszpanka weszła do mojego domu i przyniosła mi bransoletkę, którą zostawiłam wczoraj wieczorem u niej. Niestety, liścik miał dość smutną treść''Violu. Diego miał wypadek, zginął na miejscu. Na jego miejsce będzie Leon. Uroczystość nie będzie taka wesoła, ale damy radę.Kocham, Natka'' O matko! Diego nie żyje do tego ma go zastąpić Verdas. Cóż, jakoś przeżyje. Najgorsze jest to, że zmarł w dniu ślubu swojego najlepszego przyjaciela. Odłożyłam obie rzeczy na stolik i poszłam się ubrać. Za godzinę, czyli o 10.00 mam być u fryzjera, który jest dwie przecznice stąd.


//Leon//
       To już dzisiaj odbędzie  się ślub. Szkoda tylko, że umarł Diego. Na bank nie będzie tak wesoło, ale uroczystości nie można odwołać. Maxi chyba z pół godziny błagał mnie abym został jego świadkiem. Miałem dość jego paplaniny, więc się zgodziłem. Ciekaw jestem kto będzie świadkową. Może Violetta? Pamiętam jak parę miesięcy temu darliśmy ze sobą koty, ale się zmieniłem, na lepsze. Mam nadzieję, że się pogodzimy. Czasami myślę jak wygląda, jaki ma charakter i gdzie mieszka. Zostały nam trzy godziny do uroczystości, a ja jestem w proszku. Do tego godzinę wcześniej mamy się wszyscy spotkać w domu narzeczeństwa. Na szczęście Maxi zaproponował, abym zamieszkał z nimi i nie muszę nigdzie jeździć, żeby się z nimi spotkać. Szczęśliwy poszedłem wziąć prysznic, a później ubrać się w garnitur. Gotowy zacząłem czekać na właściwą godzinę...

Część 2
//Violetta//
        Para młoda powoli wchodzi do kościoła, a ja z Leonem idziemy za nimi. Natalia i Maxi wyglądają razem cudownie. Co jakiś czas obracam się w stronę meksykanina, który znajduje się po mojej prawej stronie. Po kolejnym odwrócenie wzroku w oddali zobaczyłam Diego? Przed paroma dniami gdy''żył'' Maxi przyniósł mi jego zdjęcia. Przecież on nie żyje. Leon widząc moją minę skierował wzrok za Siebie. Hiszpan uśmiechał się do nas. Coś czuję, że ten jego''wypadek'' był ustawiony. Doszliśmy do ołtarza i zajęliśmy odpowiednie miejsca. Coś czuję, że na weselu stanie się coś wyjątkowego...
          Cała uroczystość minęła spokojnie. Oboje powiedzieli sobie sakramentalne ''TAK'' i nikt nie sprzeciwiał się ich związkowi. Teraz cała nasza czwórka jedzie do budynku, w którym ma odbyć się wesele. Jesteśmy w limuzynie, więc z tyłu siedzę z Leonem, a przed nami świeże małżeństwo. Mam szansę, aby porozmawiać z Verdasem. Popatrzyłam na niego, znowu i powiedziałam:
-Leon, musimy porozmawiać
-O czym?
-O wszystkim. Czy między nami musi być tak jak było?
-Nie musi- odpowiedział ze stoickim spokojem
-Czyli?
-Możemy być przyjaciółmi, jeśli ty chcesz- oznajmił
-Chcę
-Przyjaciele?
-Przyjaciele- potwierdziłam jego słowa
Uścisnęliśmy sobie ręce i przytuliliśmy się. Po paru minutach pojazd się zatrzymał, a my wysiedliśmy z niego. Teraz tylko wystarczyło nam czekać na resztę gości...

//Leon//
        Po zjedzeniu ciepłego posiłku zacząłem z Violettą tańczyć. Nie rozumiem jak mogliśmy się kiedyś nienawidzić. Na całe szczęście zostaliśmy przyjaciółmi, z czego BARDZO się cieszę. Nagle Violi zrobiło się słabo, więc poszliśmy na dwór przejść się. Po paru minutach Castillo czuła się i wróciliśmy do środka. Akurat wznoszono toast za Naty i Maxiego. U Violetty nie skończyło się na jednym drinku, tak jak u mnie. Opiliśmy się tak, aż podrywaliśmy się nawzajem. Około godziny pierwszej w nocy poszliśmy do pokoi, które znajdowały się na górze. Od progu zaczęliśmy się całować, aż doszło do TEGO.
          Obudziłem się przed godziną ósmą. Zobaczyłem wtuloną we mnie szatynkę. Dopiero po chwili doszło do mnie to, że przespaliśmy się ze sobą. Ubrałem się we wczorajsze ubrania i napisałem liścik, który zostawiłem na szafce nocnej:''Droga Violetto. Po przebudzeniu się uświadomisz sobie co stało się w nocy. Bardzo Cię za to przepraszam. Zostaliśmy przyjaciółmi, a tu takie coś. Postanowiłem, że zniknę z twojego życia. Żegnaj, Leon...''. Wyszedłem z pomieszczenia i pojechałem po swoje rzeczy. Jeszcze dzisiaj kupię bilet i wylecę do Meksyku. Mam nadzieję, że wszyscy zrozumieją moją decyzję...

//Violetta//
         Obudziłam się o godzinie 10.00. Pamiętam urywki tego co stało się w nocy. Zobaczyłam, że obok mnie nie ma Leona, a na szafce nocnej leży jakaś karteczka. Po przeczytaniu jej zalałam się łzami. Zostawił mnie, być może nigdy go już nie zobaczę. Po chwili do pokoju weszła Natalia. Kiedy zobaczyła mój stan to bez słowa podeszła do łóżka i przytuliła mnie. Cieszę się, że mam w niej wsparcie. Poprosiłam ją, aby wyszła, bo muszę się przebrać. Wykonała moja prośbę, a ja pozbierałam moje ubrania, które założyłam na siebie. Poprawiłam makijaż i poszłam do auta, gdzie czekała na mnie moja przyjaciółka, Ludmiła. Odwiozła mnie do domu, gdzie przebrałam się w coś luźniejszego i ponownie zaczęłam płakać. Czy zawsze muszę mieć takiego pecha?

Część 3
//Violetta//
       Od paru dni źle się czuję. Co chwilę biegnę do łazienki i wymiotuję. Podejrzewam, że mogę być w ciąży, ale zaraz odsuwam od siebie tą myśl. Chociaż wszystko się zgadza. Okres mi się spóźnia, ciągle wymiotuję i do tego jestem strasznie głodna. Muszę zrobić ten test, na szczęście mam go w zapasie, ponieważ kiedyś miałam taką sytuację i został mi jeden. Powoli weszłam do łazienki, otworzyłam pudełko i go wykonałam. Po chwili spojrzałam na wynik, dwie kreski. W moich oczach pojawiły się łzy, które zaczęły spływać po moich policzkach. Co ja teraz zrobię? Boję się, że kiedy wszyscy się dowiedzą to odwrócą się ode mnie. Zostało mi jedno wyjście: usunąć je, ale najpierw powiem o tym Natalii. Wyszłam z domu i pobiegłam do jej i Maxiego domu. Ta gdy mnie zobaczyła bez słowa mnie przytuliła, a później spytała:
- Co się stało?
- Jjesttem w cciążyy
- Kto jest ojcem dziecka?- zadała pytanie, którego najbardziej się bałam
- Leon i nie, nie wie o tym. I się nie dowie
- To jak je wychowasz?
- Usunę, usunę je- powiedziałam szeptem
- Nie możesz
Nic nie odpowiedziałam tylko wyszłam z ich domu. Te dwa słowa, nie możesz. Tkwiły mi w głowie do końca dnia. Moja siostra ma rację, nie mogę usunąć tego dziecka.
         Biegnę przez ciemny las. Nie widać nic, oprócz nicości. Słyszę kroki za mnąale boję się odwrócić. Czuję, że to mężczyzna, lecz nie mam stu procentowej pewności. Potykam się, nie mogę ruszyć nogą, ani wstać. Dopiero teraz zauważam, że osoba, która za mną biegła ubrana jest na czarno, a na głowie widniej kaptur. Podchodzi do mnie, kuca i ściąga go. Moim oczom ukazuje sie...
        Budzę się w środku nocy. Od paru dni śnią mi się koszmary tego typu. Potrzebuje Leona, jego bliskości. Muszę go odnaleźć i wyjaśnić z nim parę spraw. Jeszcze jutro wylecę do Hiszpanii, gdzie ponoć obecnie się znajduje. Poproszę, aby Ludmiła pojechała ze mną, musi być ktoś przy mnie wtedy. Tak czy siak ma tam swojego chłopaka, więc będzie mogła się z nim zobaczyć, a ja na spokoju porozmawiam z meksykaninem. Kiedy się uspokoiłam znowu poszłam spać. Tym razem mi się udało...

//Leon//
        Mieszkam w Madrycie wraz z moim dawnym kumplem, Federico. Dzisiaj przyjeżdża jego dziewczyna. Próbowałem się dowiedzieć jak ma na imię, ale on cały czas mi mówi: 'Spokojnie, poznasz ją.'' Aż robi się to denerwujące, naprawdę. Nagle zadzwonił dzwonek, byłem szybszy i otworzyłem drzwi. Zobaczyłem pewną blondynkę i JĄ. Fede i ona zostawili nas samych. Weszliśmy do domu:
-Co Cię tu sprowadza?
-Musimy porozmawiać- powiedziała stanowczo
-O czym?
-O tym co się stało po ślubie. Znaczyło to coś dla Ciebie?
-Nie- skałamałem- A dla Ciebie?
-Tak, ale skoro dla Ciebie nie to ja już pójdę
-Ale...
-Cześć
Wyszła.
         Już nigdy jej nie zobaczyłem. Nie wiem co się z nią stało. Nic, zero znaku życia. Ponoć jest w ciąży, ale czy ze mną to naprawdę nie wiem...

                            &&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Oddaję w wasze ręce kolejną genialną pracę konkursową tym razem z miejsca 2.
I pewnie wiecie następna praca (1 miejsce) pojawi się jutro.
Avika 
Theme by Nightingale