piątek, 25 marca 2016

00. - Pasja

For you all



      Za każdym razem kiedy przechodził tą drogą, coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że Nowy Jork, w którym aktualnie się znajduje, niesamowicie różnił się od Południowego Detroit, gdzie znajdował się jego rodzinny dom. León wychował się w Delray jednej z dzielnic wspomnianego wyżej miasta. Szatyn o zielonych oczach dorastał tylko pod okiem ojca, co za tym idzie - nigdy nie poznał czym jest matczyna miłość. Ojciec zawsze starał zapewnić mu wszystko co najlepsze i udawało mu się to aczkolwiek brak matki w życiu chłopaka wyrył ogromną dziurę w jego charakterze. León zawsze wiedział, że jest niczemu sobie, więc zdawał sobie również sprawę ile serc (nie tylko kobiecych) zdążył już zdobyć i złamać. Nigdy nie wróżył  sobie przyszłości z kobietą u boku. Wolał się bawić i korzystać z życia jako singiel, niż ulegać zasadom dziewczyny, która ,,go kocha''. I nie mógł sobie tego wyobrazić tylko przez brak matki - on po prostu nie chciał.
  Najważniejsza była zabawa, którą stawiał ponad wszystko; ponad wymarzone studia; przyjaźń. To, że znajdował się w Nowym Jorku wcale nie pomagało. Presja ludzi, młodzieży; przyjaciół czy kolegów skutecznie wpłynęła na to, jakim człowiekiem jest León Verdas.  
  Po tym co napisane jest wyżej, może wydawać się wam, że León, to chamski i zadufany w sobie chłopak, który na koncie ma tysiące zaliczonych lasek z burdelu. Lecz to nie prawda.
  Gdzieś głęboko w jego sercu, w jego duszy drzemała pasja. Pasja, która była budziła się wtedy gdy chciała, nikt nie znał dnia ani godziny. Pasja, która był jego drugim światem. Światem, w którym był tylko on, on i ona - pasja. Ona obudziła się w nim gdy miał trzy latka. Był jeszcze cholernie młody i nie wiedział czym jest ludzka presja, chciwość i zazdrość.  Te trzy rzeczy były mu zupełnie obce. W tym czasie pierwszy raz stanął gołymi stopami na piasku i zrobił dwa kroki. Najpierw dwa za chwilę cztery a potem kroki zamieniły się w bez dźwięczną poezję. Nie potrzebował słów aby wyrazić co wtedy czuł i nadal gdy nie potrzebuje. Umie to wyrazić przez ruchy ciała, gesty, muzykę.
Domyślacie się co to za pasja? Nie chcę was trzymać w niepewności. To taniec. León dostał ogromny dar od Boga. Piszę to abyście mogli sobie uświadomić, że zielonooki to nie jakiś tam tancerzy z potarganą duszą. To naprawdę potężny tancerz. W wieku dwunastu lat wygrał złoty medal na między krajowych zawodach, natomiast w wieku lat siedemnastu - zdobył drugie miejsce w między Europejskich eliminacjach do międzynarodowego konkursu tanecznego. Dla nas wydaje się to niczym, ale dla niego te zdobyte miejsca, medal to coś, czemu poświęcił całe życie. Dziś jest tu gdzie jest. Ma dwadzieścia lat i studiuje. Uczy się, żeby być jeszcze lepszym w tym co robi. I udaje mu się to doskonale ale uwierzcie mi to niedługo się zmieni.

Hej! Wracam po kilku dniowej (?) przerwie. Odpoczęłam i powracam z nowym opowiadaniem. Uprzedzę pytania - Fiolka już w 2/3 rozdziale. Naprawdę jestem wykończona dzisiejszym dniem (który był poświęcony blogowi) i nie mam najmniejszej ochoty się rozpisywać.
Kamuflaż.

środa, 16 marca 2016

DOLLHOUSE


      Czuję, że nie tylko ja nie mam siły ciągnąć tego obiecywania w nieskończoność. Nie musicie się martwić - nie usuwam bloga. Aczkolwiek jest jedna sprawa, która nie daje mi spokoju, nie wiem co dalej mam z tym zrobić. Przez ten problem ta notka będzie jedną wielką mieszanką wybuchową. Zawiera ona połączenie trzech języków (ostatnio umiem mówić tylko tak, powiedziałabym więcej ale zaczęło się to w mojej głowie i tam też się to skończy), oraz mnóstwa innych rzeczy. Jeśli to cię nie zachęca - ta notka dotyczy następnej historii na tym blogu. 

      
      Jestem jeszcze bardzo młoda. Cały czas biegnę. Biegnę po szczęście. E corro corro avanti e torno indietro. Ale blog to sprawa, która cały czas biegnie i to akurat nie ma prawa wracać. Wyobrażacie sobie gdybym wróciła do pisania pierwszego opowiadania? Ja nie i nawet nie chcę tego robić, ale nie o tym mowa. Chodzi o to, że w życiu każdej blogerki przychodzi czas, w którym nie ma się weny, pomysłu na dalsze losy historii, którą piszę. Mi ta wena zatrzymała się już kupę czasu temu, a rozdziały mieliście tylko dzięki Wiktorii, której dziękuję z całego serca za pomoc. Ale znowu odbiegłam od rzeczy. Powiem w prost; nie mam weny na tą historię i chciałabym ją zakończyć. Już, teraz, natychmiast? Tak.


     Piszę tę notkę kolejny dzień i szczerze mówiąc z kilku pomysłów wybrałam jeden, który jeszcze dopracuję. Wiem, że jesteście ciekawi ( a przynajmniej mam taką nadzieję) dlatego przedstawię wam główny zarys tego opowiadania.
León Verdas. Dwudziestoletni chłopak urodzony i wychowany przez ojca w Południowym Ditroit. Przyjeżdża do Nowego Jorku aby spełnić marzenia i wreszcie się usamodzielnić. Pewnego wieczoru, wracając do domu na swojej drodze spotyka Melanie, pomaga jej w dotarciu do domu. Cały czas nie wiedząc, że gdy pewna osoba otworzy drzwi, jego życie wywróci się do góry nogami. Lojalnie uprzedzam o dużym udziale erotyki w tym opowiadaniu.
To byłoby na tyle. Chciałabym od was usłyszeć czy pomysł wam się podoba. Jest to dla mnie ogromnie ważne i mam nadzieję, że napiszecie w komentarzu chociaż jedno słówko :)
Ps. Jutro nawiedzę was z LBA
Kamuflaż.

środa, 2 marca 2016

11. - Teść

   
Dla Maddy <3
(Wgl to taki gifek zajebisty znalazłam)

     ,,- Leon. - kładzie swoje ręce na moich ramionach i uśmiecha się.
  - Kocham cię i bardzo, ale to bardzo, chcę cię poślubić. - nakładam pierścionek na jej palec. Wstaje i okręcam ją w okół własnej osi.''

  

      Czy komuś z was kiedykolwiek towarzyszyło uczucie strachu? Dla osób, którym nie: nie bójcie się, w końcu to uczucie nadejdzie. Oby jak najpóźniej. Strach jest nieodłączną cząsteczką naszego krótkiego życia. Dla niektórych to normalne, dla innych nie. Ja zdecydowanie należę do tej drugiej grupy. Strach nigdy mi nie towarzyszył. Aż do teraz. Violetta się zgodziła, aczkolwiek przeraźliwie boi się reakcji ojca. Wiedziałem, że tak będzie, dlatego poprosiłem wczoraj Violettę aby pojechała gdzieś z Suzzane, bo ja muszę sobie z nim porozmawiać. German od początku mnie nie lubił. Kiedy pomiędzy nami było, yhm źle Violetta uciekała do niego, dzwoniła. Głównie z błahymi sprawami. Tylko z kłótniami o durnoty...
  Czy żałuję tamtego czasu? Naturalnie. Skrzywdziłem ją, a ona mi wybaczyła. Odnoszę wrażenie, że jest aniołem.  Cóż, kocham ją. Cholernie. Teraz muszę udowodnić, że naprawdę mi na niej zależy. Muszę zmierzyć się z moim drogim teściem. Tsa. Wyczuwacie tą ironię? Pewnie myślicie, że nienawidzę German'a. Otóż nie. Powiedzmy, że za nim nie przepadam. Rozumiem, martwi się o swoją jedyną córkę, ale przecież widzę, że on mnie nie lubi. Choć nie wiem jakbym się starał, on na pewno mnie nie zaakceptuje.


German nigdy nie lubił, kiedy jakikolwiek mężczyzna przyczepiał się do jego córki. Oprócz jakiegoś Michaela . Dziwne imię, prawda? Biedny chłopak. Rodzice go chyba nie kochali. Nawet mnie nie akceptuje, choć przyjaźnił się z moimi rodzicami. Ależ jak mnie nie kochać? Przecież jestem przystojny, dbam o Violettę itp. więc w czym problem? No ja się pytam w czym! Czuję, że nie będę mieć łatwego życia przy takim teściu. Modlę się tylko,  żeby Viola nie chciała tu zamieszkać. Nie wytrzymałbym tego psychicznie. Prędzej zwiałbym z tego domu wariatów. Chyba tak to można nazwać. Jestem w szoku po tym jaką osobą okazała się być Suzanne. Ma całkiem inny charakter niż swój brat. Ona jest wieczną optymistką, patrzy na świat przez różowe okulary,  jest wiecznie radosna i (tutaj wielki plus dla niej) ubóstwia mnie. Chociaż jakieś pocieszenie w zaistniałej sytuacji, nie?  
   Wchodzę do pokoju, w którym pomieszkuję.  Na łóżku siedzi moja narzeczona.
  - I jak? - pytam - jedziecie gdzieś z Suzanne? - dopowiadam
- Tak, jedziemy na zakupy. Mam prośbę - miesza się troszkę 
- Jaką? - podchodzę do niej i chwytam w talii
- Nie mów tacie o ciąży, dobrze? Chciałabym pierwsze go na to przygotować. - wyjaśnia
- Nie możemy ukrywać tego w nieskończoność. - mruczę - a zresztą prędzej czy później się dowie.
- Tak, wiem. Ale obiecaj, proszę - robi słodką minkę
- Zgoda
- A jak ci się tu mieszka? - jakby nie wiedziała!
- Koszmarnie. - ona tylko chichocze
- Spokojnie, jeszcze tylko dwa dni - uśmiecha się. - muszę iść się ubrać, trzymaj się - całuje mój polik i wychodzi.


       Czy jestem gotowy na rozmowę z przyszłym teściem? Psychicznie nie.
  Od czego mam w ogóle zacząć? Chyba pierwszy raz w życiu dopadła mnie tak zwana ,,trema''.  To niemożliwe. Nigdy jej nie miałem, czemuż teraz miałaby się ujawnić? Całe moje życie jest zdecydowanie dziwne. Nawet nie wiecie jak bardzo.
  Szczerze? Najchętniej bym stąd uciekł, ale przecież nie mogę tego zrobić, Miley i Viola mnie potrzebują, a ja potrzebuję ich. Zresztą jeśli bym to zrobił, to nie miałbym już żadnych (uwierzcie mi, żadnych, znam tego człowieka i w jego języku, żadnych naprawdę oznacza żadnych) szans u German'a. I tu pojawia się problem;  czy ja nie mogę wreszcie żyć normalnie? Jak każdy człowiek. Tak, dobrze, tak jak normalni ludzie, bo nie oszukujmy się; ja nie jestem normalny. Całe moje życie było i dalej jest nienormalne. Cóż. Taki chyba jest już mój los. Ciekawe czy z naszej rozmowy wyjdzie coś dobrego, czy złego. Może uznać mnie za odpowiedzialnego młodzieńca, albo za wariata. Nie wiem co jest gorsze. Określenie młodzieniec czy wariat. Mój świat może przewrócić się o dosłownie miliard stopni, jeśli pójdzie dobrze. No i źle. Kurczę, po co ja tyle myślę? Bardziej nastawiam się na porażkę niż na zwycięstwo. Wszystko jest skomplikowane.
  Dostaję sms'a od mojej ukochanej. Widnieje w nim jej zdjęcie w pięknej, czerwonej sukience z koronką z podpisem "Pamiętaj, że trzymam kciuki"
Odpisuję jej szybko.
Czy byłem u jej ojca?
Nie.
Co robiłem?
Układałem monolog w myślach.
  Wszystko muszę ująć w odpowiednie słowa, żeby wszystko poszło dobrze. Może za bardzo się tym przejmuje. Może powinienem tam po prostu iść i działać spontanicznie. Tak wiem. Znam tę teorię, gorzej z praktyką. Zawsze i wszędzie szedłem gdzieś na luzaka, niczym się nie przejmowałem. W takim razie dlaczego teraz efekt tego jest odwrotny? Ten na górze zdecydowanie mnie już nie lubi. Odciął się ode mnie, bo zdecydowałem się ustatkować. Pewnie nigdy by to nie nastąpiło, gdyby nie tamta rozmowa z Violettą. Dalej byłbym chamski, pozbawiony uczuć, ale dalej tęskniłbym za Castillo. Nie wiedziałbym,  że zostanę ojcem. A teraz? Teraz do pełni szczęścia brakuje mi błogosławieństwa starszego Castillo.
Ale po moich przemyśleniach dochodzę do wniosku; walić to!
   - Jak tam ma się dzisiaj mój przyszły teść? - pytam wchodzą do kuchni. Jego mina jest bezcenna.

Następny rozdział w piątek, obiecuje! Jak widzicie Vils się zgodziła więc każdy kto napisał, że się zgodzi, dostaje 1000 punktów.
 16. kom. - next 
Kamuflaż.
Theme by Nightingale