Mam na imię Violetta Castillo i mam 16 lat. Obecnie jestem w domu dziecka. Trafiłam tam ponieważ moi opiekunowie chcieli abym odziedziczyła po nich firmę ale od kąt pamiętam sprzeciwiałam się i po roku oddali mnie tu. O rodzicach nawet nie będę wspominać bo nie warto. W moim „domu” mam własną opiekunkę Angie. Kocham ją. Jest najbliższą mi osobą. To moja druga opiekunka bo przez pierwszy rok pobytu tam moją opiekunką była Clara, ale zginęła w katastrofie lotniczej. Chodzę do liceum do klasy z ludźmi o dwa lata starszymi, bo przeskoczyłam dwie klasy. Jestem jak to nauczyciele uznali „ genialnym dzieckiem”. W szkole wszyscy mi dokuczają dlatego, że nie mam pieniędzy na nowe markowe ubrania. Do klasy chodzę z moją przyjaciółką Ludmiłą. Znam ją od 7 roku życia. Dom dziecka znajduje się w Nowym Yorku. Obecnie mamy dość śnieżną zimę.
Jest godzina 6:30. Właśnie wstałam, ale jak zwykle się nie wyspałam, bo moje łóżko jest strasznie nie wygodne. Wybrałam sobie do ubrania czarne, długie, dresowe spodnie, czarną bluzkę, czarno-różową, dresową bluzę i szare trampki. Poszłam do łazienki. Wykonałam wszystkie poranne czynności i ubrałam się we wcześniej wybrane ciuchy. Gdy z nie j wyszłam była 7:15. Przywitałam się z Angie, zjadłam śniadanie, wzięłam kanapki i termos z herbatą i poszłam do szkoły. Po 25 minutach doszłam do niej. W oddali zobaczyłam Ludmiłę. Gadała ze swoimi przyjaciółmi, rodzeństwem rodziny Verdasów Francescą i Leonem. Wspominałam, że jestem bardzo nieśmiała i rozmawiam tylko z Ludmi, jak nie to mówię to teraz. Postanowiłam jej nie przeszkadzać i pójść do szafki. O dziwo obyło się bez spotkania z Larą. Wzięłam potrzebne książki i poszłam pod klasę. Rozbrzmiał irytujący dźwięk dzwonka i wszyscy się ustawili. Weszliśmy do klasy gdy tylko zjawiła się nauczycielka od chemii. Nasza wychowawczyni. Usiadłam na moim standardowym miejscu czyli rząd pod ścianą ostatnia ławka. Na szczęście nie siedzę sama. Siedzę z Ludmiłą.
- Hej Violu czemu nie podeszłaś? – zapytała.
- Wiesz, że nie lubię gadać z nikim poza Tobą i Angie.
- Ale musisz się w końcu otworzyć, bo inaczej w życiu będziesz miała bardzo trudno.
- Mam na to jeszcze 2 lata.
- Czemu? – czy ona udaje czy serio nie wie?
- Za dwa lata kończę 18 lat i nie będę już sama wiesz gdzie.
- No tak.
Lekcja trwa i trwa, a mi i Lu strasznie się dłuży. Od jakiś 5 minut piszemy sobie karteczki.
- Castillo! Ferro! Co do z liściki!? – o nie teraz nam się oberwie.
- No my…
- Tak myślałam. Już tyle razy wam odpuszczałam, ale musicie w końcu ponieść karę.
- Jaką? – zapytałyśmy wystraszone.
- Federico przesiada się do Ludmiły, a Violetta do Leona. – o nie wiedziałam, że ona mnie nienawidzi, ale żeby aż tak.
- Ale… - zaczęłam, ale nie dane było mi skończyć.
- Bez żadnych, ale. Już! – z wielkim bólem zrobiłam to co kazała wychowawczyni. – Na każdej lekcji będziecie siedzieć z chłopakami.
- Ale tak nie można! – zbulwersowała się Ludmiła.
- Nie tobie to oceniać. A jak się nie uspokoisz to zostaniesz po lekcjach. Chcesz? – zapytała ze słodkim uśmiechem chemica.
- Nie.
- Tak myślałam.
Ta lekcja nie może być gorsza. Nagle poczułam jak „mój sąsiad” podaje mi karteczkę. To był początek naszej rozmowy:
- Hej to ty jesteś Violetta? Ludmi dużo mi o Tobie opowiadała.
- Tak jestem Violetta, ale nie mam ochoty z Tobą ani nikim innym gadać, ani pisać.
- Co aż taka nieśmiała jesteś?
- Nie ale nie lubię zawierać nowych znajomości. Mam wystarczająco dużo znajomych i nie potrzebuje ich więcej.
- Kogo?
- Ludmiłę.
- Tylko?
- Tak i wystarczy.
- Jestem Leon.
- Wiem kim jesteś. To, że nigdy z tobą nie gadałam to nie znaczy że nie wiem kim jesteś. Wiem o Tobie więcej niż myślisz. Z resztą o każdym wiem dość sporo z opowiadań Lu.
- Pogadamy na przerwie.
- Nie wydaje mi się, bo nawet mnie nie znajdziesz.
Na tym nasza „rozmowa” się zakończyła. Po bardzo długim czasie zadzwonił upragniony dzwonek. W przeciągu kilku sekund spakowałam się i pędem opuściłam salę. Tak jak myślałam do końca lekcji Leon się do mnie nie odezwał. Trochę mi smutno, bo bardzo mało czasu spędziłam z Ludmiłą. Postanowiłam, że zaproszę ją do siebie. Po chyba 15 minutach znalazłam ją. Była na treningu siatkarskim. Jest kapitanem i chyba z miliard razy próbowała zaciągnąć mnie do drużyny, ale ja się nie dałam. Postanowiłam poczekać aż skończą. Po ok. 1,5 godziny skończyły. Poszłam do szatni, ale po drodze oczywiście musiałam, jako żem niezdara, musiałam wpaść na jakąś dziewczynę. Okazało się, że to Francesca.
- O! Hej Violetta tak? – zapytała bardzo szczęśliwie.
- Tak dokładnie.
- Jestem … - przerwałam jej.
- Wiem doskonale. Francesca ale wszyscy mówią Ci Fran. Szukam Ludmiły wiesz gdzie jest?
- Tak poszła się przebrać. O tam – tu wskazała palcem na jej szafkę. – jest jej szafka. Poczekaj tam na nią. Zaraz powinna wyjść z pod prysznica. Ja lecę. Do jutra Violu. – powiedziała i wyszła. Z kąt u niej tyle entuzjazmu. Poszłam pod jej szafkę. Chwilę poczekałam i zjawiła się.
- Vilu czo ty tu robisz. Nie powinnaś być w domu?
- Powinnam, ale chciałam zapytać czy nie wpadła być do mnie.
- Ja…
- Spoko rozumiem. To był by dla Ciebie wstyd odwiedzać dom dziecka.
- Nie dałaś mi dokończyć. Bo ja nie wiem jak tam mam się zachować.
- Normalnie. W pokoju jestem sama, bo jako jedyna mam tam 16 lat, a pomimo że mamy za dużo ludzi to nikogo mi nie dali do pokoju.
- To fajnie. Więc chodźmy.
Wyszłyśmy i kierowałyśmy się do mojego miejsca zamieszkania. Nie śpieszyło nam się. Powolnym spacerkiem. Nagle poczułam, że po raz kolejny dzisiejszego dnia się z kimś się zderzam. Myślałam, że spotkam się z zimną zaśnieżoną ziemią, ale na moje tak mi się wydaje szczęście ktoś mnie złapał.
- A mówiłaś, że się dzisiaj nie spotkamy.
- Miałam taką nadzieję.
- To się odrobinę pomyliłaś Violu.
- Wkurzasz mnie.
- Ty mnie też. – powiedział i pomógł mi się podnieść.
- To do jutra.
- Do jutra. – powiedział i na szczęście odszedł. Zaczęłyśmy iść dalej. Po 10 minutach doszłyśmy. Po wejściu do domu poszłyśmy z Lu zawiadomić Angie o moim przyjściu i, że Ludmi zostanie do wieczora. Gdy tak sobie gadałyśmy blondynka poruszyła bardzo drażliwy dla mnie temat, a dokładniej temat Leon.
- Czemu taka do niego jesteś? On na prawdę chce się zaprzyjaźnić. – powiedziała.
- Ale ja nie.
- Vilu naprawdę… Daj mu szansę. To fajny chłopak, a z Fran też byś się zaprzyjaźniła. Są bardzo mili, a tobie potrzebny jest kontakt z ludźmi innymi niż ja i Angie.
- Masz rację. Ale ja się boję. – wyznałam.
- Czego?
- Tego, że jak się dowiedzą, że wychowałam się w domu dziecka to przestaną ze mną gadać, bo będą się mnie wstydzić.
- Nie będą. Znam ich od piaskownicy i oni nie są tacy jak Lara i Gery. Nie będą Ci z tego powodu dogadywać, ani śmiać.
- Może i masz rację. Nie mogę do końca życia bać się innych ludzi. Muszę się w końcu przełamać.
- To chciałam usłyszeć, a teraz spakuj się i idziemy do mnie.
- Po co?!
- Urządzam piżama party i jako moja najlepsza przyjaciółka jesteś zaproszona.
- Ale ja nie mogę.
- Z Angie już wszystko załatwiłam i możesz iść tylko na chwilę masz do niej pójść, a w tym czasie ja Cię spakuję. – jak kazała to nawet nie próbowałam się kłócić, bo znam ją na tyle długo, że wiem, że by nie odpuściła. Gdy doszłam do jej gabinetu zapukałam do drzwi. Gdy usłyszałam ciche „proszę” bez namysłu weszłam do środka.
- Ooo… Viola dobrze, że jesteś muszę Ci coś powiedzieć i raczej to nie jest dobra wiadomość.
- Co się stało?
- Jutro musisz opuścić ośrodek. – powiedziała a mi do oczu cisnęły się łzy.
- Ale nie ukończyłam 18 lat.
- No tak ale zarząd postanowił, że grupa 18, 17, 16 – latków musi opuścić ośrodek. Tak mi przykro. – powiedziała prawie płacząc.
- Tobie przykro?! Angie ja nie mam się gdzie podziać, nie mam nawet gdzie przenocować.
- Do jutra znajdziesz miejsce. – powiedziała za nim chyba zdążyła ugryźć się w język.
- Czyli stracę dach nad głową w dzień moich urodzin?! Do tej pory nie myślałam, że moje życie może być gorsze, ale jednak się pomyliłam!
- Violetta spokojnie. Ludmiła Cię przyjmie.
- Wychodzę. – nie zważając na to co mówi wyszłam z jej gabinetu jakby nigdy nic. Podeszłam do Lu, która była już na zewnątrz z moim plecakiem.
- Vils co się stało? – zapytała przerażona moim stanem.
- Lu będę mogła od jutra przez jakiś czas pomieszkać? – zapytałam z nadzieją.
- Co się stało?
- Zarząd postanowił, że grupy 16, 17, 18 lat wywali z ośrodka i na dokładkę jutro.
- Ale jutro są twoje urodziny.
- Dlatego proszę mogę się u Ciebie zatrzymać?
- Ja jutro po szkole wyjeżdżam do dziadków do Argentyny. Przepraszam. Ale możesz zapytać Fran czy nie możesz u niej i u Leona zamieszkać na jakiś czas.
- Leona i Fran. Nie to nie wchodzi w grę.
- A czemu. Czyżby ktoś się zakochał.
- W kim? We Fran? Raczej nie mój typ. – zaśmiałam się.
- Nie we Fran. W Leonie. Nie dziwie Ci się. Większość dziewczyn z naszej szkoły się w nim buja, ale on myśli tylko o jednej.
- Nie zakochałam się w nim. A o kim to myśli.
- Obiecałam, że nie wygadam.
- Przecież się przyjaźnimy. Nikomu nie powiem. – powiedziałam i zrobiłam maślane oczka, bo wiedziałam, że im się nie oprze.
- Leon też jest moim przyjacielem i obiecałam, że nikomu nie pisnę ani słowa.
- Dobra. – powiedziałam zrezygnowana. Stałyśmy tam jeszcze chwilę, aż nie podjechał samochód. Zdziwiłam się, bo Lu nie mówiła, że ktoś po nas przyjedzie. Popatrzyłam na nią zdziwiona.
- O zapomniałam powiedzieć, że impreza jest u Fran i będą na niej jeszcze Leon, Diego i Fede.
- Co?!
- Nie marudź tylko wsiadaj. – powiedziała i wepchnęła mnie do samochodu koło kierowcy. Gdybym mogła zabijać wzrokiem Lu leżała by trupem.
- O. Violetta. Widzisz znów się widzimy.
- Daruj sobie Leon.
- Violetta! – wydarła się na mnie Lu.
- Dobra. Leon zacznie my od nowa? – zapytałam.
- O. Jaka zmiana. Jednak chcesz się zaprzyjaźnić. – powiedział, a ja miałam ochotę go rozszarpać, ale się powstrzymałam.
- Leon!!!!! – wydarła się na niego Ludmi.
- Co?
- Ona próbuje być miła. Znacie się kilka godzin, a zachowujecie się jak byście się nienawidzili.
- Dobra. Ja też chciałbym zacząć od początku.
- To super. – uśmiechnęłam się do niego. Po ok. 15 minutach byliśmy u nich w domu. Nie był on jakiś ogromny ani nie był też mały. Był odpowiedni i, że tak powiem uroczy. – Ładny dom. – powiedziałam po chwili.
- Dzięki. – powiedział Leon
- Lu, Leoś!!!! Jesteście!!!! – wykrzyczała Fran, po czym ich przytuliła, a ja poczułam się trochę głupio.
- Fran… - zaczęłam.
-Violetta!!! Fajnie, że jesteś. – powiedziała i mnie przytuliła jakbyśmy od lat się przyjaźniły.
- Fran ty się na mnie nie gniewasz? – zapytałam zdziwiona.
- Nie. Nie warto sobie życia marnować na kłótnie.
- Dziękuje. Możemy zacząć od nowa?
- Ale po co? Przecież to w szatni to tylko słowa, a ty nie powiedziałaś nic złego. I nie wiem czy wiesz, ale bardzo chciałabym się z tobą zaprzyjaźnić. Tylko ty zawsze trzymałaś się z daleka i odpychałaś wszystkich poza Ludmiłą.
- Przepraszam. – powiedziałam, a ona mocno mnie przytuliła. Zabawa się zaczęła, a ja coraz bardziej ze wszystkimi się zaprzyjaźniałam. Nagle Lu wymyśliła, że zagramy w chwilę prawdy. Nagle nadeszła moja kolej.
- Viola. - Usłyszałam głos Fran. – Powiedz czemu boisz się poznawać nowych ludzi i czemu uciekasz od kontaktu z nimi. – zamurowało mnie.
- Viola powiedz im. Muszą wiedzieć nie możesz dalej ukrywać prawdy. Proszę powiedz. – prosiła mnie Lu.
- A więc gdy miałam 3 lata moja matka i ojciec oddali mnie do adopcji. Wszystko było fajnie, pięknie do momentu, w którym moi opiekunowie zaczęli wychowywać mnie do pracy za biurkiem. Pewnego dnia miałam tego dość i zaczęłam się sprzeciwiać i wtedy… Wtedy oni oddali mnie do domu dziecka. Powiedzieli mi wtedy : „Mogłaś mieć wszystko. Miałabyś prawo pomiatać ludźmi i traktować ich z góry. Teraz przez swoją głupotę ludzie będą pomiatać tobą i będziesz nikim.” Oni po prostu mnie oddali. Gdy zaprzyjaźniłam z moją opiekunką ona zginęła w katastrofie lotniczej. Później poznałam Lu, i następnie moją opiekunkę Angie. I nigdy z nikim nie gadałam, bo bałam się, że gdy ktoś się dowie o tym gdzie mieszkam będzie się wstydził ze mną pokazywać. I… to już raczej wszystko.
- Viola ja nie wiedziałam. – powiedziała smutna Fran.
- Nikt poza Lu nie wiedział i teraz wiecie również wy. I mam nadzieję, że to nie zmieni naszych relacji.
- Nie zmieni. – powiedział Diego.
- Nie zmieni. – potwierdził Fede.
- Nie zmieni. – dodała Fran.
- Nie zmieni. – potwierdził słowa reszty powodując mój uśmiech Leon. Zabawa trwała w najlepsze. Nagle poczułam się senna i odleciałam. Obudziłam się jak zwykle o 6:30. Byłam w jakimś pokoju, ale nie „moim”. Po chwili przypomniałam sobie, że byłam na imprezie u Fran i Leona. Wstałam, poszłam do łazienki umyłam twarz i włosy, przebrałam się i z niej wyszłam. Poszłam do kuchni. Tam zastałam Leona? Po co on wstał tak wcześnie?
- Leon? – zapytałam żeby się upewnić.
- O. Viola. Wstałaś już? Po co tak wcześnie?
- Przywykłam. Budzę się tak bez budzika. A ty po co tak wcześnie wstałeś?
- Jakoś tak wyszło. Chcesz śniadanie? – zapytał nawet na mnie nie patrząc.
- A co robisz?
- Naleśniki. – czy on powiedział naleśniki? Jak ja dawno ich nie jadłam. Aż się rozmarzyłam. – Viola. Ziemia. Viola. Leon prosi o powrót na Ziemię. – wy budził mnie z transu. – Nie lubisz naleśników? – zapytał.
- Lubię. Tylko bardzo dawno ich nie jadłam.
- Czemu? – zaraz mu przywalę. – A no tak.
- No właśnie.
- Czyli mam rozumieć, że tobie zrobić całą górę naleśników. – przytaknęłam i usiadłam przy blacie w kuchni. Po 20 minutach było gotowe. Zjadłam ich chyba z 6. – Smakuje? – zapytał.
- Ty się jeszcze pytasz? To jest przepyszne. – powiedziałam w uśmiechem.
- Masz tu coś.
- Ale gdzie? – zapytałam. Podszedł do mnie i starł mi z nosa bitą śmietanę po czy pstrykną mnie w to samo miejsce. Gdy mnie dotkną poczułam coś dziwnego w żołądku. Coś jakby stado motyli.
- Dzieeeeeeeeeeeeńńńń dobry. – przywitał się ziewają Fede. – Sorry widzę, że przeszkadzam. – powiedział, a do mnie dotarło, że stoimy dość blisko siebie.
- Nie no coś ty. – powiedział odsuwając się Leon.
- Która godzina? – zapytał.
- 7:20. – odpowiedziałam.
- Co?!!!! – krzykną. – Nie zdążę ułożyć włosów!!! – dodał i pobiegł do łazienki.
- Czy on powiedział włosów? – zapytałam przez śmiech.
- Wiem to śmieszne, ale on tak ma.
- A dziewczyn nie trzeba obudzić?
- One już nie śpią. Pewnie robią już makijaż. A właśnie. Ty się nie malujesz?
- Nie. Stawiam na naturalność.
- Aha. To fajnie. Wiesz…. Jesteś taka…
- Inna? Wiem.
- Nie. Jesteś wyjątkowa. Nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny jak ty. Miłej, mądrej, przyjacielskiej i ślicznej.
- Czy ty powiedziałeś o mnie śliczna? Ja wcale taka nie jestem. Jestem przeciętna. Piękna to może być Fran, Ludmi i Lara pomimo tony tapety na mordzie.
- Ale jedno mnie ciekawi. Jak ona spod niej oddycha? – zapytał rozbawiony.
- No właśnie. Przecież jej tapeta jest cięższa od niej. A coś takiego powinno być karalne. – mówiłam przez śmiech.
- A co ty tak śmieszno? – zapytała Ludmiła.
- Gadamy o tapecie na ryju Lary. – odpowiedział Leon.
- Dobra ale trzeba już iść. Szkoła wzywa.
- Ohhh…. – westchnęliśmy. Wzięliśmy nasze rzeczy i wyszliśmy do szkoły.
Po lekcjach.
Jestem już przed budynkiem domu dziecka. Nie ukrywam moich łez. Płyną swobodnymi strumieniami. Wzięłam kilka głębokich wdechów i weszłam do środka. Po przywitaniu się z Angie poszłam do pomieszczenia, w którym było moje łóżko. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej walizkę i chciałam ją rzucić na łóżko, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam bo zobaczyłam na niej 4 pudełeczka. Zdziwiłam się. Wzięłam pierwsze z nich. Było różowe ze złotą wstążką. Pewnie od Lu. Otworzyłam je i ujrzałam naszyjnik. Ale nie taki zwykły. Był ze srebra. Przedstawiał połowę serca z literami BF. Dołączona była karteczka:
Dla Violi mojej najlepsiejszej na świecie przyjaciółki. Kochaaaaaaaam Cię kochana
Twoja Ludmiła :*********
Jaka ona jest kochana. Wzięłam drugą paczuszkę. Była opakowana w czarny papier z białymi groszkami i przewiązana białą wstążką. Była w niej zapakowana w folię saga książek o przygodach Harrego Pottara. Tu również dołączona była kartka:
Dla mojej przyjaciółki, którą bardzo KOFFAM
Twoja Francesca :***********
Wzięłam kolejną. Zapakowana była papier i wstążkę w kolorowe kwiatki. W środku była książka Keri Smith pt „Zniszcz ten dziennik”. Nie obyło się też bez kolejnej karteczki:
Violu bardzo mi przykro z tego, że musisz odejść, ale wiedz, że kocham Cię jak własną córkę. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła. Wszystkiego najlepszego kochanie.
Twoja Angie :*
Kolejna paczka nie była niczym owinięta. Było to malutkie pudełeczko. Gdy je otworzyłam zobaczyłam bransoletkę z białego złota. Matko ja nie lubię złota. Ale była też oczywiście karteczka:
Violu wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Ludmiła mówiła mi, że nie lubisz złota, ale gdy zobaczyłem ten drobiazg pomyślałem o tobie i musiałem ją kupić. Uznałem, że pomimo iż jest to białe złote wygląda jak srebro, które tak lubisz.
Leon
Jaki on jest słodki i muszę powiedzieć, że ta bransoletka jest śliczna. Wzięłam moje prezenty naszyjnik i bransoletkę założyłam, a książki schowałam do torby. Wzięłam moje rzeczy i bez składanie wrzuciłam do torby. Po spakowaniu wszystkiego zapięłam torbę, pożegnałam Angie i wyszłam z budynku. Akurat był koniec semestru więc na 3 tygodnie koniec ze szkołą. Poszłam do parku. Myślałam, że tam będzie cieplej.
Kilka godzin później.
Jest 20, a ja mam już chyba odmrożone ręce i nogi. Postanowiłam usiąść na ławce. Była strasznie zaśnieżona ale było mi wszystko jedno.
- Violetta!!! – usłyszałam wołanie. Osoba nagle do mnie podbiegła. – Co ty tu robisz? Jest zimno i ciemno. Wracaj do domu.
- Nie mam domu. Z tam tond mnie wyrzucili jak i 18 i 17 latków. Więc muszę się gdzieś podziać, a w parku każdy może siedzieć.
- Choć.
- Gdzie?
- Do mnie. Nie będziesz tu sama siedzieć i musisz gdzieś mieszkać.
- Nie mogę.
- Może i nie ale musisz.
- Nie mogę.
- Wstawaj. – rozkazał.
- Nie mogę. Odmroziłam sobie chyba stopy i nie mogę chodzić. – nic nie odpowiedział. Nagle poczułam, że ktoś bierze mnie na ręce. Wiedziałam, że to Leon. Nie opierałam się, nie miałam na to siły. Po jakiś 20 minutach pół biegu dotarliśmy do ich domu.
- Fran!!! Przynieś do salonu z 5 kocy i zrób gorącą czekoladę x3!!! – krzykną i ułożył mnie na kanapie.
- Matko święta Viola co się stało??? – Zapytała.
- No więc (…) i tak to wygląda. To mogę u was zostać na jakiś czas? – zapytałam z nadzieją w głosie.
- Pewnie. – odpowiedzieli.
- Tylko ja nie mam kasy żeby pomóc wam opłacić rachunki i inne bzdety.
- No ciebie chyba móżdżek boli.- skomentowała Fran.
- Od Ciebie kasy nawet byśmy nie przyjęli.
Kilka dni później.
Dzisiaj wigilia. Tak się cieszę. Dalej mieszkam u rodzeństwa Verdas. Prezenty dla nich mam już kupione. Niby mówili, że mam im nic nie kupować, ale okazało się, że Clara moja pierwsza opiekunka zapisała mi w spadku 4000$. Za to kupiłam prezenty, sobie ubrania zimowe i jakiegoś taniego laptopa. Właśnie pieczemy ciasteczka. Leon jest cały w mące i jajkach, bo próbował mi zrobić dowcip i skończyło się tak, że wraz z Fran obrzuciłyśmy Leona mąką i jajkami. Skończyliśmy już robić ciasto. Leon poszedł się trochę ogarnąć. Jak to powiedział : „Idę wytrzepać mąkę i jajka z miejsc, w których one nie powinny się znajdować”. Z Francescą oglądamy jakiś przygłupi serial. Nagle poczułam, że ktoś zasłania mi oczy.
- Zgadnij kto? – czemu on zachowuje się jak dziecko.
- Diego? – trzeba go pomęczyć.
- Nie. Próbuj dalej.
- Federico?
- Do trzech razy sztuka.
- Angie.
- Nie. Taka mała podpowiedź. To jest osoba, którą bardzo lubisz, jest mega utalentowana, mega przystojna i żadna dziewczyna oprócz Ludmiły, Francesci i Ciebie leci na nią.
- Leon. Daj spokój.
- Brawo piękna.
- Jeszcze raz tak do mnie powiedz to zaraz twoja buźka ze ślicznej będzie wyglądać gorzej niż u trola.
- Jaka nie miła.
- Dobra gołąbeczki. Idziemy ozdabiać pierniki. – powiedziała lekko znudzona Fran. Jej wolałam się nie droczyć i po prostu grzecznie zrobiłam to co kazała.
Kilka godzin później.
Jesteśmy po rozpakowaniu prezentów. Właśnie oglądamy Kevina, bo święta bez Kevina można uznać za stracone. Nagle Fran zerwała się i pobiegła, a w zasadzie poskakała do kuchni. Leon się na mnie popatrzył i również wstał. Nie wiem co mnie podkusiło ale też wstałam.
- Violetta.
- Leon.
- Uznałem to za odpowiednią chwilę żeby Ci to powiedzieć… - no nie muszę mu przerwać.
- Coś się stało? – zapytałam zdenerwowana.
- Tak ale nie przerywaj. Bo pewnie Ludmi Ci wypaplała, że jest jedna dziewczyna, która mi się podoba. – przytaknęłam. – No i już nie mogę ukrywać tego co czuję.
- Ale co to ma do mnie?
- Nic. Tylko to. – powiedział. Przyciągną mnie do siebie i pocałował. Byłam zaskoczona, ale mimo to oddałam go. Gdy skończyliśmy się całować spuściłam głowę i zrobiłam się czerwona od stup do głów. On podniósł mój podbródek do góry tak, że patrzyliśmy sobie w oczy. – Kocham Cię.
- Kocham Cię. – odpowiedziałam.
- Chciałbym żebyś go wzięła.
- Leon ja nie mogę go przyjąć.
- Ależ możesz i to zrobisz. To pierścionek przekazywany z pokolenia na pokolenie w mojej rodzinie. Należał do mojej babci od strony ojca później do mojej matki, a teraz chcę żeby należał do Ciebie.
- To brzmi jak zaręczyny. A wiesz, że jestem niepełnoletnia i nie możesz mi się oświadczać.
- Wiem.
- To jak mam to odebrać?
- Violetto Castillo czy uczynisz mi ten zaszczyt i sprawisz bym stał się najszczęśliwszym chłopakiem na świecie i zostaniesz moją dziewczyną.
- Tak. – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
- Więc teraz przyjmij pierścionek na znak mojej bezgranicznej miłości do Ciebie. – powiedział i wsuną mi pierścionek z białego złota na palec.
- Kocham Cię. – powiedziałam.
- Kocham Cię. – powtórzył i pocałował mnie. Ta chwila mogłaby trwać w nieskończoność. Bardzo go kocham i mam nadzieję, że już zawsze będziemy razem.
Śmieszy mnie jedna sprawa. Jest to fakt iż stałam się szczęśliwa przez minerał za którym nie przepadam. Można powiedzieć, że wręcz nienawidzę, bo źle mi się kojarzy. Nosiła go kobieta, która oddała mnie do domu dziecka. A teraz złoto uczyniło, że jestem najszczęśliwszą osobą na całym świecie. Tylko czemu białe złoto. Może dlatego że wygląda jak srebro, które uwielbiam. A może, że dostałam je od osoby, którą kocham już od dłuższego czasu. Nie wiem. Znaczy wiem, że to nie ono uczyniło mnie tak bardzo szczęśliwą. Ale nie wiem czemu ono jest akurat białe. Czasem wydaje mi się, że biel to kolor towarzyszący mojemu życiu od kąt pamiętam.